Kilka lat temu w pociągu gdzieś pomiędzy Berlinem a Krakowem przeczytałam w "Dojczland" Andrzeja Stasiuka,
że narrator książki, polski pisarz jeżdżący z opowieściami do
niemieckich miast i miasteczek, nie może wyobrazić sobie płaczących,
starych Niemców*.
Wkurzyło mnie to jedno zdanie i obraziłam się na jego
autora. Od tamtej pory nie miałam ochoty zaglądać do żadnych jego
książek, co dopiero je czytać.
Kilka
dni temu w autobusie gdzieś pomiędzy Wrocławiem a Warszawą przeglądałam
"Książki. Magazyn do czytania". Natknęłam się w nich na fragment prozy
Stasiuka. Przemogłam się i zaczęłam lekturę. Autor opowiada w nim o
swoich wycieczkach po Polsce, którą przemierza, żeby spotkać się z
czytelnikami. Możemy odnowić znajomość, panie Andrzeju, pomyślałam po
przeczytaniu.
Gdy dotarłam do Warszawy, okazało się,
że starsi Niemcy i Niemki, ale i młodsze od nich Polki, staną się
bohaterKami zbioru reportaży, który będę pisała. Ja, w przeciwieństwie
do Stasiuka, wyobrażam sobie, że starsi Niemcy płaczą, wiem również, że
płaczą też Polki, które się nimi opiekują. Myślę, że płacz Niemców,
Niemek i Polek, ale i ich zgrzytanie zębami, będą dwoma spośród wielu
tematów mojej książki o prozaicznych aspektach stosunków
polsko-niemieckich ze starością w tle.
Awersja do Stasiuka minęła mi na dobre. Gdy facebook zaproponował mi lekturę wywiadu, który przeprowadziła z pisarzem Dorota Wodecka,
wbrew przyzwyczajeniu nie ukryłam linka w aktualnościach. Zamiast tego
zaczęłam czytać rozmowę z autorem wielu znakomitych książek oraz
"Dojczlandu". "Taki jest sens literatury, żeby cię wykoleiła z normalnej
codzienności, żeby cię wystrzeliła w kosmos z tego zwykłego życia,
żebyś się nie dał udupić.", mówi Andrzej Stasiuk, a ja myślę: brakowało
mi pana!
* tak to
zapamiętałam - że chodzi o starych Niemców. Okazuje się jednak, że
chodziło "ogólnie" o Niemców, niezależnie od tego, kiedy się urodzili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz