Żeby opowiedzieć, musisz odczuć i uwierzyć, że jesteś wysłuchana. Że ten, kto cię słucha, jest całym sercem i duszą temu słuchaniu oddany. Są opowiadania, których nie wolno przerywać. To tak, jakbyś poszła z kimś do łóżka i wiedziała, że obok jest jego mama, która może wejść w każdej chwili. Prawdziwe wysłuchanie kogoś to jest też oddanie się, poświęcenie. Czasem się unika czyjegoś opowiadania, bo wysłuchanie zobowiązuje.
Alona Frankel, izraelska pisarka, z wywiadu w Wysokich Obcasach, 23.06.07
Cytowany
fragment wywiadu odnosi się do doświadczeń związanych z opowiadaniem,
tym osobistym, przeznaczonym dla najbliższych, i tym publicznym, do
którego dostęp mają wszyscy ci, którzy kupią najnowszą książkę pisarki, "Dziewczynkę", właśnie wydaną w Polsce.
Zastanawiam
się, jak wypowiedź pisarki przystaje (albo odstaje) do/od naszego
socjologicznego, i nie tylko socjologicznego, wysłuchiwania, ale i
wypytywania - i znów rozróżnienie - respondentów oraz narratorów.
I pojawia się, z pewnych względów zapewne drażliwe, pytanie o to, jakie
problemy, wątpliwości i sytuacje musiałyby zostać przemyślane,
przepracowane i przełożone na konkretne rozwiązania, żeby praktyka (a
więc i język) takiej dziedziny jak 'metody nauk społecznych' przyswoił
'oddanie się', 'poświęcenie', 'zobowiązanie' jako istotne badawczo
kategorie.
Jak podejrzewam, dla wielu socjologów i socjolożek
pomysł brzmi conajmniej niedorzecznie. Pomysł wyrasta jednak z
konkretnych badawczych doświadczeń, do których już się odwoływałam.