"To
chyba jakiś horror, prawda?", upewnia się dziewczyna siedząca obok, jej
chłopak też nie do końca wie, na jaki film kupił bilety, chociaż to był
jego pomysł na randkę. Są przekonani, że tytuł "Pora umierać" sugeruje
wartką akcję i dużo trupów.
No
to im mówię, że film jest o starej kobiecie, i że za dużo się tam
zapewne nie będzie dziać, bo starość jest dosyć często takim właśnie
brakiem akcji. Ale to nie oznacza, że "Pora umierać" będzie gorsza od
horroru - horrory raczej rzadko zdarzają się w życiu, a starość częściej
niż czasami. Więc może jednak zostaną? Skoro już tutaj są.
Zostają. W momencie, gdy Aniela spuszcza rolety, zakrywa lustro, zatrzymuje
zegar, zapala święcę - czyli przygotowuje się do umierania, dziewczyna
rozmawia przez telefon, chłopak mówi, żeby go obudziła, jak już się to
gówno skończy. Jedna jedyna nadzieja na śmierć w tym 'horrorze', a moja
para ją olewa!
Z akcją wcale nie jest lepiej - Aniela wciąż gada sama ze sobą albo z
psem. Ciągle w domu. Jak już się z niego ruszy, to do lekarza (no bo
gdzie?), oprócz syna nieudacznika i nudnej wnuczki nikt jej nie
odwiedza, nie lubi sąsiadów, podgląda, kogo się da, je ciągle chleb z
masłem i obiera jabłka. Albo drzemie. Nic dziwnego, że drzemie też
chłopak obok, dziewczyna dzwoni do innego chłopaka, mówi mu, że jest w
kinie, że nic się nie dzieje, ale na szczęście już jest za połową.
W końcu aniela umiera, dzięki bogu, mówi chłopak, co za beznadzieja, mówi
dziewczyna, idziemy stąd, następnym razem wymyśl coś lepszego. Żeby
jakaś fabuła była chociaż.
ps Polecam ciekawy wywiad Mariusza Urbanka z profesorem Jackiem Kolbuszewskim, literaturoznawcą i tanatologiem, Śmierć przestała pasować do współczesnego świata.