Na wiele różnych sposobów zamykam powoli czas obrastania w ostatnie historie; nasiąkania tanatologiczną tematyką; podążania
za nowymi, także teoretycznymi, wątkami, które, co rusz, pojawiały się
na horyzoncie. Co nie oznacza, że kończę zajmować się umieraniem - wiele
znaków pokazuje, że właściwie po raz kolejny zaczynam to robić, tyle że
już na innym poziomie.
W tym kończeniu/zaczynaniu przyszła do mnie taka myśl, przyszła prosto z
książki, którą skończyłam właśnie czytać. Myśl, która - właśnie - nie
wydaje mi się już w żaden
sposób szokująca: co by było, gdyby świat stał się hospicjum? (można
zresztą też powiedzieć, że świat "takim hospicjum jest - wszyscy na nim
pomrzemy"*).
Chodzi
o "Myśli przy końcu drogi" Wojciecha Szczawińskiego, "Myśli.." bliskie
mi z co najmniej dwóch względów - po pierwsze, książka to zbiór
opowieści z hospicjum, wybrane fragmenty wywiadów, pośród których autor
umieścił własne krótkie komentarze. Wydaje mi się, że można taki sposób
pisania uznać za formę 'presocjologii', wychodzącej poza
zdroworozsądkowe kategorie, jednocześnie jednak nie wkraczającej
(jeszcze?) na obszar refleksji naukowej. Po drugie, w tym opowiadaniu o
końcu drogi, pojawia się silnie odczuwana chęć ucieczki, przez wielu
różnych mieszkańców tego świata albo przez tych, którzy go odwiedzają. Niepokój ten pojawia się w wielu kontekstach, przybierając formę lęku i
strachu. Znam ten niepokój bardzo dobrze; w 'badawczych' sytuacjach
pojawił się dosadnie, tyle że nie w hospicjum, pojawił się wcześniej - w
trakcie wolontariatu w klinice hematologii.
W wielu miejscach "Myśli.." pojawia się wątek 'świata jako hospicjum'. Ten wątek skupia się na dość prostym(?) przesłaniu: świat byłby lepszy,
gdybyśmy włączyli to, co dzieje się w hospicjum, czyli umieranie, w
naszą codzienność, w nasze bycie-w-świecie. Pojawia się też pomysł, żeby
do hospicjum przyprowadzać polityków po to, żeby zmądrzeli. Pomysł
wydaje mi się ciekawy, nie sądzę jednak, żeby tak samo ocenili go
pacjenci.
W. Szczawiński, "Myśli przy końcu drogi"
* s. 214
* s. 214