Ponieważ nie odnalazłam się wśród żadnej z opisanych w Polityce
kategorii polskich putzfrau w Berlinie, postanowiłam wypełnić tę lukę
tekstem - nie mogłam się od tego powstrzymać zarówno jako sprzątaczka,
jak i socjolożka.
Sprzątanie jako medytacja
Sprzątanie mogłoby zostać uznane za czynność medytacyjną, w Berlinie byłaby to zapewne medytacja buddyjska w wersji instant, we Wrocławiu czy w Warszawie trzymalibyśmy się bardziej katolickiej formy duchowości. Czyli praktyka uważnego bycia tu i teraz;
zwracanie uwagi na szczegóły, takie jak kurz pod łóżkiem albo smuga na
szybie; obserwowanie cyklu zaprowadzania ładu i powstawania chaosu. Nie,
nie jestem w nastroju do żartów - całkiem poważnie twierdzę, że mogę
sobie wyobrazić takie społeczeństwo, nawet niemieckie, ale i polskie, w
którym sprzątanie należy do czynności uznawanych za ważne, co oznacza,
że osoby, które wykonują taką pracę, cieszą się poważaniem i szacunkiem
społecznym.
znane mi typy społeczeństw funkcjonują jednak według całkowicie odmiennych zasad.
znane mi typy społeczeństw funkcjonują jednak według całkowicie odmiennych zasad.
Polsko-niemiecki tandem wykluczania
Te
inne zasady, niestety jak najbardziej realne, sprawiają, że sprzątanie
należy do najgorzej opłacanych, najbardziej zdegradowanych i najczęściej
ukrywanych przed otoczeniem zajęć. W związku z tym, nikogo chyba nie
dziwi, że większość osób sprzątających to kobiety, w Berlinie -
migrantki, które wykonują swoją pracę nielegalnie, i nie dotyczy to
tylko bezrobotnych, które nie mogły znaleźć zajęcia w Polsce. Berlin to
także miasto sprzątających polek-studentek, które jednak nie opowiadają o
swoim zawodowym życiu dziennikarkom spotykanym w przedziałach
międzynarodowych pociągów - jeśli już z kimkolwiek na ten temat
dyskutują, to jedynie z innymi studentami i studentkami w czasie zajęć
na temat rynku pracy we współczesnym świecie. Trzymają się wtedy jednak
raczej socjologicznych tekstów, a nie własnych kilkuletnich doświadczeń.
Jak
się okazuje, w świecie postfeministycznym zapotrzebowanie na kobiece
prace nie zmalało - wciąż trzeba sprzątać, zajmować się dziećmi i
opiekować starymi ludźmi. Choć kategoria kobiecości w salach
wykładowych, przynajmniej w większości z nich, została już dawno temu
zdekonstruowana, ma się to nijak w stosunku do codzienności - wiadomo,
co jest kobiece, i wiadomo, że to, co kobiece, a więc także kobiece
zajęcia, nie zaliczają się do tych, które posiadają dużą wartość
społeczną. (Poza współczuciem i współpracą, dobrze brzmiącymi w różnego
rodzaju sloganach).
Kobiece Polki przyjeżdżają zatem do Berlina, dzięki czemu niemieckie państwo
jeszcze jakoś funkcjonuje; co jednak by się stało, gdyby zostawić to
państwo na łasce państwa? Może jednak coś by się poprzestawiało - w
niektórych przynajmniej - politycznych, opiniotwórczych i innych ważnych
głowach, dzięki czemu ani dla Polek w Berlinie, ani dla, podobno,
lewicowego Berlina, skojarzenie polska putzfrau nie byłoby tak
oczywiste, jak jest w tym momencie.
Dyskretny urok milczenia
Jako
doktorantka ze skłonnością do testowania różnego rodzaju społecznych
granic, zajęłam się w Berlinie także sprzątaniem. Był to tak zwany
nieprzypadkowy przypadek, właściwie ta praca przyszła do mnie sama. Zatem zaczęłam o tym opowiadać, nie tylko w gronie polskich
sprzątających studentek, ale i wśród innych młodych ludzi,
inteligentnych i otwartych, często także pracujących nad doktoratami,
najczęściej Niemców. I te niezwykle uzdolnione osoby zapadały w
milczenie w tym samym momencie, kiedy stwierdzałam, że od czasu do czasu
pracuję jako sprzątaczka, choć wcześniej zadawały wiele interesujących
pytań, dotyczących mojej dysertacji, związanych z tym badań oraz
doświadczeń.
O niektórych sprawach po prostu się nie mówi. Znów wyleciało mi to z głowy.