niedziela, 18 maja 2008

"Umierać po ludzku? Dajcie mi tabletkę lub zastrzyk"

Pod takim tytułem ukazał się list czytelniczki (imię i nazwisko znane redakcji GW), jeden z wielu, jakie kierowane są do sekretariatu akcji Umierać po ludzku. Czytelniczka pisze:

"Mam ponad 90 lat. Dla mnie umierać to coś naturalnego. W moim otoczeniu pytamy samych siebie: "Jak długo żyć?". I odpowiadamy: "Tak długo, jak długo sam/sama mogę zrobić wszystko wokół siebie". Ja też nie chcę żadnej pomocy, bo to mnie krępuje. Chcę spędzić ostatnie godziny samotnie, z dala od najbliższych. Nie chciałabym ich straszyć swoim wyglądem. Dlatego dla nas jest ważne, aby to nie trwało długo. I tu problem.Chciałabym, aby "Gazeta Wyborcza" wczuła się w takich jak ja. I mnie oraz mnie podobnym starała się śmierć przyspieszyć. Człowiek powinien być wolny i działać tak, jak uważa za stosowne. W takich wypadkach należy pomóc godnie umrzeć. A do tego potrzebna tabletka i szklanka płynu w zasięgu ręki lub zastrzyk. Dużo zależy od mediów, które sterują ludzkimi umysłami. Pomyślcie, dziennikarze, że wy także będziecie niedołężni i będziecie chcieli jak najprędzej i najłatwiej się z tego wyzwolić. A jakaż to byłaby przyjemność spokojnie zasnąć i się już nie obudzić. Taka śmierć to godna śmierć!" (podkr. moje - AW)
Osoby zajmujące się akcją społeczną Umierać po ludzku "wczuwają się" w sytuację anonimowej dziewięćdziesięciolatki dwa razy. Piotr Pacewicz pod listem odpowiada:
"Jeżeli Pani chce jakiejś pomocy, to innej: w podaniu tabletki lub strzykawki. Pani domaga się od nas - opinii publicznej - zgody na śmierć na życzenie. Zastanawiam się, jak bym postąpił, gdyby była Pani z mej rodziny i gdybym miał pewność - a taką mam, czytając Pani list - że osoba żądająca eutanazji jest świadoma, przytomna, że to nie wyraz depresji czy chwilowego załamania woli życia. Czy próbowałbym spełnić Pani prośbę?"
Ks. Piotr Krakowiak w dziale "Teksty Gazety Wyborczej" (Umierać po ludzku) odpowiada raz jeszcze, tytułując ten tekst-list "Umierać po ludzku - to nie eutanazja". Możemy w nim przeczytać:
"Nie znam Pani imienia, ale zapewniam, że Pani krzyk o godność umierania jest dla mnie równie ważny jak dla redaktora Piotra Pacewicza. Rozwiązanie, które proponuję, jest jednak inne: "Umierać po ludzku" to akcja, której celem jest ukazanie opieki paliatywno-hospicyjnej jako skutecznej alternatywy dla pokusy eutanazji. Drogi pozornie najłatwiejszej, ale bardzo niebezpiecznej zarówno dla chorych i służby zdrowia, jak i dla społeczeństwa, w którym nie może zabraknąć rąk gotowych podawać kubek wody i tabletkę, po to, by służyć z miłością, a nie zabijać."
***

Jeśli potraktować poważnie postulat "wczucia się" w sytuację umierających (a jest to jeden z filarów mojego zajmowania się umieraniem), okazuje się, że nie można takich głosów, jak głos czytelniczki, pominąć. Na podstawie tych głosów precyzyjnie można natomiast opisać, czym jest "godne życie", kiedy się ono kończy i co to znaczy "umierać po ludzku".

W czasie moich badawczych doświadczeń, przynajmniej na początku zajmowania się tą problematyką, wydawało mi się to po prostu niemożliwe, "to", czyli różnorodne strategie przekonywania, że życie stanowi wartość, niezależnie od stanu umierających i od ich oczekiwań. 

W końcu trafiłam do lekarza psychiatry (jako badaczka), lekarza współpracującego z jednym z domów opieki społecznej. Zapytałam: "Jak w takim razie oddzielić te komunikaty "nie wprost", to znaczy to wołanie o pomoc, od tych, które wprost mówią, i to jest takie świadome i, wydaje mi się, przemyślane, że ja już nie chcę poddawać się leczeniu. Kolejnemu." Usłyszałam: "No trudno powiedzieć. Nie ma takiego jednego sposobu. Trzeba porozmawiać z tą osobą. No to co co dla danej osoby jest przemyślane i co ona niby świadomie wybiera, też trzeba się zastanowić na ile świadomie i co przemawia za tym, że że ona podejmuje taki wybór, że że ocenia swoje życie jako no niewarte kontynuacji."*

Okazuje się jednak, że niezależnie od stopnia świadomości, można usłyszeć pytanie takie jak to zadane przez ks. Krakowiaka: "Czy nie da Pani żadnych szans dobru, które najlepiej próbuje się nie w słowach, lecz w czynach?"

Ale przecież w takich sytuacjach nie chodzi o dawanie szansy dobru, tylko o otrzymanie pomocy. Czy taką pomoc, która rozmija się z tym, czego oczekują umierający, można w ogóle pomocą nazywać?



* tak, jak w trakcie cytowania w pracach naukowych, także tutaj moi rozmówcy pozostają anonimowi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz