Ach, te okulary (jej). Czyż nie są zachwycające?
W tym wypadku nie chodzi (tylko) o okulary, ale i o seks (i miasto), ale ta narracja, w odróżnieniu od innej,
nie tak znowu 'wyzwolonej', jak można by się spodziewać (?), wydała mi
się pociągająca i warta uwagi. (Nie tylko dlatego, że rzecz dzieje się pomiędzy
miastami i językami, i w okularach, które, oprócz tego, że podkreślają
wyrazistość głównej bohaterki, podkreślają także jasny przekaz filmu:
żyjemy w plątaninach osobistych opowieści, "Dwa dni w Paryżu" to jedna z
nich).
Jak
jednak tymi opowieściami "zarządzać"? Komu je opowiadać? Które wersje
wybierać? Co robić z eks-opowieściami, gdy pojawia się (następna)
największa miłość życia? Pytania kolejne, dla mnie niezwykle "na
czasie": czy "opowiadając siebie" w innym języku, tworzę inne historie
swojego życia, i, tym samym, odmienną tożsamość?
Nie
da się też zapomnieć o "rodzinie z nadania", która, z jednej strony,
traci swoje "obszary tożsamościowych wpływów", przynajmniej na poziomie
teoretycznych rozważań, z drugiej strony jednak, to właśnie relacje
rodzinne stały się jednym z nielicznych stałych punktów biografii;
tymczasowa praca w połączeniu z taką logiką intymności, której
podstawowe prawo brzmi "brak satysfakcji kończy bliski związek",
sprzyjają poszukiwaniu innych przystani. Może nią być paryskie mieszkanie "nad rodzicami", do którego zawsze można wrócić, i które po prostu jest.
Jak
na komedię romantyczną przystało - kryzys nie kończy się rozstaniem (na
szczęście!). Ich historie podążają dalej. Czy te historie przybiorą
kiedykolwiek postać współnej narracji życia? Czy "ja" i "ja" stanie się
również "my"? Mam co do tego poważne wątpliwości.
"Dwa dni w Paryżu"/ "2 Days in Paris"/ "Deux jours à Paris", reż. Julie Delpy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz