wtorek, 15 lipca 2008

Historia pewnej miłości (o ile to jest miłość), Paryż 2007

2 dni w p.

Ach, te okulary (jej). Czyż nie są zachwycające?
W tym wypadku nie chodzi (tylko) o okulary, ale i o seks (i miasto), ale ta narracja, w odróżnieniu od innej, nie tak znowu 'wyzwolonej', jak można by się spodziewać (?), wydała mi się pociągająca i warta uwagi. (Nie tylko dlatego, że rzecz dzieje się pomiędzy miastami i językami, i w okularach, które, oprócz tego, że podkreślają wyrazistość głównej bohaterki, podkreślają także jasny przekaz filmu: żyjemy w plątaninach osobistych opowieści, "Dwa dni w Paryżu" to jedna z nich).

Jak jednak tymi opowieściami "zarządzać"? Komu je opowiadać? Które wersje wybierać? Co robić z eks-opowieściami, gdy pojawia się (następna) największa miłość życia? Pytania kolejne, dla mnie niezwykle "na czasie": czy "opowiadając siebie" w innym języku, tworzę inne historie swojego życia, i, tym samym, odmienną tożsamość?

Nie da się też zapomnieć o "rodzinie z nadania", która, z jednej strony, traci swoje "obszary tożsamościowych wpływów", przynajmniej na poziomie teoretycznych rozważań, z drugiej strony jednak, to właśnie relacje rodzinne stały się jednym z nielicznych stałych punktów biografii; tymczasowa praca w połączeniu z taką logiką intymności, której podstawowe prawo brzmi "brak satysfakcji kończy bliski związek", sprzyjają poszukiwaniu innych przystani. Może nią być paryskie mieszkanie "nad rodzicami", do którego zawsze można wrócić, i które po prostu jest.

Jak na komedię romantyczną przystało - kryzys nie kończy się rozstaniem (na szczęście!). Ich historie podążają dalej. Czy te historie przybiorą kiedykolwiek postać współnej narracji życia? Czy "ja" i "ja" stanie się również "my"? Mam co do tego poważne wątpliwości.



"Dwa dni w Paryżu"/ "2 Days in Paris"/ "Deux jours à Paris", reż. Julie Delpy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz