Spodziewałam się raczej tego, że przeczytam "Cząstki elementarne", i będę rozpisywać się o tym, że "Jesteśmy daleko od Wichrowych wzgórz".
No cóż, być może jesteśmy, być może jednak nie odeszliśmy od nich tak
daleko, jak mogłoby się wydawać. A być może - niezauważalnie - do nich
powracamy.
W
każdym bądź razie, czasem przychodzą takie biograficzne trzęsienia
ziemi, które sprawiają, że narasta potrzeba zanurzenia się w rozległą
opowieść o miłości i śmierci (co do których nie ma wątpliwości, że
'istnieją', budując i niszcząc to, co zwykło się nazywać 'życiem').
Ten
wybór nie był przypadkowy ani nieprzemyślany - chodziło o to, żeby ktoś
delikatnie i czule opowiedział mi długą historię, która mogła zaczynać
się na przykład tak:
"To było bajeczne lato. Perez Prado ze swoją orkiestrą dwunastu wspaniałych przyjechał grać na balach karnawałowych klubów Terrazas de Miraflores i Lawn Limes de Lima, na placu Acho zorganizowano krajowe mistrzostwa w mambo, które cieszyły się ogromnym powodzeniem mimo groźby kardynała Juana Gualberta Guavery, arcybiskupa Limy, że ekskomunikuje wszystkie uczestniczące pary, a moja dzielnica, Barrio Alegre, czyli ulice Diega Ferre, Juana Flamminga i Kolumba zmierzyła się podczas mistrzostw olimpijskich w fulbito, kolarstwie, lekkiej atletyce i pływaniu z chłopakami z ulicy San Martin, no i oczywiście wygraliśmy."
Być może jestem staroświecka jak przecinek, ale jednak czuję się bardzo wrośnięta w świat wokół mnie, w ten rytm istnienia,
który pulsuje mozolnie i nieprzerwanie, i intensywnie - czy to w
Berlinie, czy to we Wrocławiu, czy to we wsi na końcu świata.
Wielobarwne
sieci znaczeń, tworzących ludzkie egzystencje w milionach różnych
miejsc, są dość trudne do przegapienia. Dlatego pytam: gdzie to puste
życie, które upływa monotonnie, "nie zostawiając najmniejszego śladu ani
wspomnienia"?
Mario Vargas Llosa, "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki"/"Travesuras de la niña mala", tłum. Marzena Chrobak, Znak 2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz