Odkryłyśmy ostatnio (ja i moja babcia) fantastyczną telenowelę argentyńską. Nie, to nie jest żart. To "Lalola".
Orlando,
przeglądając się w lustrze w pamiętnej książkowej i filmowej scenie, z
niedowierzaniem stwierdza: "Niby nic się nie zmieniło. A wszystko jest
inne". Virginia Woolf nie ma jednak wyłączności na zabawę w płciowe
przemiany, przebieranki i maskarady. Tym bardziej, że obecna sytuacja -
wydaje mi się - jest jeszcze bardziej nieprzejrzysta.
Poza
tym, konwencja dramatyczna, przynajmniej w moim przypadku, wyczerpała
się już jakiś czas temu; niepokoje egzystencjalne, ból życia itd. -
niestety (albo na szczęście) nie potrafię się teraz wbić w takie
opowieści. Okazuje się jednak, że nawet o płci/o rodzaju można
rozprawiać z humorem, być może argentyńskim, skoro chodzi też o figurę
macho.
My,
w każdym bądź razie, już przepadłyśmy. Uwielbiamy ten serial. A ja,
przy okazji, zaktualizowałam swój ideał mężczyzny (Facundo!).
Diego Suarez (2007), "Lalola"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz