wtorek, 28 października 2008

Zapomnijmy o teoriach

Dużo wolnej przestrzeni. Swoboda i spokój. Pulsująca zmysłowość. Milczenie.
Zaczepiając się o te słowa-stany można by  zacząć opowiadać "Schyłek lata"; tak, pasujemy do siebie  - ja i ten film.

 Zapomnijmy na chwilę o teoriach, wyjaśniających, bardziej lub mniej zrozumiale, naturę rzeczywistości. Być może - przyjmijmy takie założenie - wysiłki te skazane są z góry na porażkę, bo jak dotknąć czegoś, co jest efemeryczne i zmienne; która teoria jest  w  stanie choćby uchwycić  tajemnicę,  nie  mówiąc już o  jej  ogarnięciu  (zagarnięciu)?

Przykład prosto z brzegu: jak objąć to, co dzieje się pomiędzy ludźmi, na przykład pomiędzy kobietą i mężczyzną, albo pomiędzy trzema siostrami, spośród których każda niesie swoją własną historię, głęboką jak ocean. Ile wysiłku należałoby włożyć w ustalenie przebiegu ich wzajemnych interakcji, sklasyfikowaniu ich rodzajów, określeniu typów; może lepiej zobaczyć, jak rozmawiają ze sobą w łóżku, przed samym zaśnięciem. 
 
Z drugiej strony, te historie wciąż się ze sobą łączą. Można się nawet zastanawiać, czy aby na pewno jesteśmy tak od siebie oddzieleni, jak zwykło się uważać. Zasadne staje się także pytanie o to, jak daleko sięgają nasze ponowoczesne cierpienia, na przykład te związane z 'byciem razem, byciem osobno'.

"Masz już długie paznokcie, obetnę ci je". Zastanawiam się, w ilu europejskich filmach widziałam podobnie zwyczajną scenę. 
 
A świat jest przecież dość zmysłowym fenomenem, my - dość cielesnymi istotami. Tyle że te oczywistości w jakiś sposób znikają z naszych rozbudowanych i wciąż rozwijanych teorii.
 

Anh Tran Hung, "Schyłek lata" / "Mua he chieu thang dung" / "At the Height of Summer" (2000)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz