Ostatnio odbywał się we Wrocławiu Tydzień Filmu Niemieckiego,
zresztą po raz kolejny w tym roku; uznałam, że jak najbardziej do
rzeczy będzie w tym kontekście pójście do kina na.. "Na krawędzi
nieba".
___
Coraz bardziej tęsknię za życiem pomiędzy-krajami i pomiędzy-językami,
nawet jeśli - jednocześnie - coraz wyraźniej dostrzegam (krytyczny
zmysł?) bariery, ograniczenia i podziały, które w dużej mierze
konstruują ten rodzaj życia pomiędzy. Może chodzi też (w tym
filmie i w tym, jak go zobaczyłam) o dobitną, przebijającą niemalże z
każdej sceny melancholię, która spowija ludzką egzystencję - spełnienie
oddala się od nas wtedy, gdy już prawie mamy je w garści. Kłóci
się to jednak z dominującym przekazem nowoczesności: bieg twojego życia
zależy od ciebie - musisz tylko nauczyć się je kontrolować.
Kontrolować? A co to w ogóle znaczy? Pyta reżyser. A ja podpisuję się pod jego pytaniem.
Ten
film podejmuje zresztą wiele, jak się okazuje, coraz bardziej 'moich
tematów', wciąż na przykład powraca w nim kwestia języków i tożsamości:
jednym z ciekawszych wątków okazuje się historia
syna tureckiego imigranta (czy można jednak nazywać imgrantem kogoś,
kto mieszka w danym kraju, w tym wypadku w Niemczech, trzydzieści
lat??), profesora literatury niemieckiej na niemieckim uniwersytecie,
który zmienia języki w zależności od sytuacji. To szczególne
'niedopasowanie', 'odstawanie' jest dla niego dość pociągające -
wyjeżdża z Hamburga do Istambułu, zaczyna nowe życie.. Zajmując się
prowadzeniem niemieckiej księgarnii.
W
dużej mierze to również film o przypadkowości naszych biografii; nie
wiem , czy kiedykolwiek nowoczesne instytucje zdołają wyeliminować tę
niepokojącą przypadłość ludzkiej egzystencji.
Fatih Akin, "Na krawędzi nieba"/"Auf der anderen Seite"/"Yasamin kiyisinda" (2007)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz