wtorek, 20 stycznia 2009

My Life - Arab Movie


Once, not long ago.. Właściwie powinnam pisać tak zwaną łamaną angielszczyzną - wówczas moja narracja przylegałaby do tej filmowej. Nie jesteśmy jednak w Izraelu, dlatego Wam tego oszczędzę.

___

Ilekroć jadłam humus, okazywało się, że ta pasta z ciecierzycy i sezamu oraz czosnku, zmieniała swoją narodowość - jedzona z Palestyńczykami, stawała się potrawą arabską, z Izraelczykami - żydowską. Myślę, że to głównie sprawiło, że stałam się podejrzliwa w odniesieniu do wyznaczania pozostałych granic pomiędzy tymi (m.in.) dwiema kulturami. Dlatego też bliskie jest mi stwierdzenie Diny:
"There is no Arab Centre here. No culture. No Israeli culture. No Arab. No culture at all."
Na szczęście orkiestra, która przyjechała do Bet Hatikva (Dom Nadziei), to orkiestra egipska - w innym, palestyńskim wypadku symboliczny wydźwięk tytułu stanąłby co najmniej pod znakiem zapytania.
W gruncie rzeczy chodzi mi o to, żeby pod pozorem pisania o filmie, przemycić tutaj swoje intuicje, które, jak gdyby mimowolnie, z tym filmem współgrają.

Język, a tym samym 'kultura' (przynajmniej w wąskim rozumieniu tego pojęcia) wcale nie jest tak ważny, jak mogłoby się wydawać po przeczytaniu kilku antropologicznych książek (żeby się nie ograniczać jedynie do socjologii). Wystarczy kilka angielskich słów i konstrukcji, żeby 'dojść do porozumienia' (ten zwrot frazeologiczny zapewne nie przez przypadek połączony jest z   r u c h e m   w jakiejś przestrzeni). Czasem okazuje się nawet, że i ten Basic English jest zbędny. 

Pod pawim ogonem kulturowej różnorodności, jakże barwnym i jakże złudnym, kryją się czynności proste i podstawowe, takie jak spanie, jedzenie i seks. I właściwie cały nastroszony pióropusz   o d d z i e l a n i a można by odrzucić, przymując, że i tak zostanie to, co istotne i w s p ó l n e. Na banalny nacjonalizm raczej nie ma miejsca tam, gdzie ludzie jedzą razem przy jednym stole, śpią w jednym domu i kochają się w jednym łóżku. Tak to przynajmniej wygląda w filmie.
Podoba mi się ta wizja:


Podoba mi się też autobiograficzne wyznanie Diny: "My life - Arab movie"; całe lata izraelskiej socjalizacji, i wszystko na nic.


"Przyjeżdża orkiestra"/ "The Band's Visit"/ "ביקור התזמורת " reż. Eran Kolirin (2007)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz