"Nigdy nie
mogłam sobie znaleźć miejsca w życiu" mówi do mnie około
siedemdzięsięcioletnia kobieta w kapeluszu koloru écru i wyrazistym
makijażu. Obie wychodzimy z kina. "Pani sobie nawet nie
wyobraża, co myśmy wówczas przechodziły - życie przypominało czasem
koszmar". (A tytuł filmu przypomina o tym, żeby sprawdzać pomysłowość
tłumaczy - czy można wypowiadać tego typu zdania po filmie "Droga do
szczęścia"...? A po "Revolutionary Road"?)
Historia
toczy się w drugiej połowie lat pięćdziesiątych XX wieku w Stanach
Zjednoczonych w tak zwanym prowincjonalnym miasteczku. On utrzymuje
rodzinę, wykonując pracę, której nie znosi, ona zajmuje się domem i
dziećmi, co też nie spełnia jej oczekiwań. Dwie osoby uwięzione w
jednych z najbardziej sztywnych (wówczas), a przy tym oczywistych,
społecznych ról. Jedna rola to rola mężczyzny, druga - kobiety. Znamy
już podobne opowieści - wystarczy wspomnieć "Godziny".
Określiłabym ten film jako historyczny,
choć w reżyser w dość nużący sposób daje nam do zrozumienia, że
problemy, o których opowiada, dotyczą także tego, co przeżywamy tu i teraz, niezależnie od tego, jak bardzo uelastyczniły się sposoby odgrywania kobiecości, ale i męskości.
Pani
w fantazyjnym kapeluszu, ta, z którą rozmawiam przed wyjściem z kina
zapewne nie mogłaby wyjść ze zdziwienia, słysząc o porównywaniu
współczesnych dylematów związanych z intymnością do dylematów małżeńskich i rodzinnych sprzed
sześćdziesięciu lat (sam sposób nazywania tego, co dotyczy bliskich,
erotycznych relacji pokazuje rozległość zmian, z jakimi mamy do
czynienia).
W
tym kontekście nasuwa mi się jeszcze inna interpretacja. April pyta
"Kto zresztą ustanowił te reguły?", i wydaje się, że nie chodzi jej
jedynie o to, że to mąż powinien utrzymywać żonę, a nie na odwrót. Można
bowiem zapytać, kto w ogóle ustanawia określone zasady przebiegu
naszych biografii? Jaki mamy wpływ na kolejne decyzje, które
podejmujemy, wydawać by się mogło, autonomicznie. Można zresztą drażyć
dalej, pytając o to, co podobno przysparza nam obecnie najwięcej
problemów, czyli o sposoby nadawania sensu własnemu życiu. Bohaterowie
filmu, April i Frank, określają otaczającą ich rzeczywistości mianem
"beznadziejnej pustki" - decyzja o wyjeździe do Paryża stanowić ma
rodzaj wyrwy, która ochroni ich przed poczuciem zmarnowanego życia.
Jedną
z ważniejszych postaci jest w tym filmie syn sąsiadki, chory
psychicznie (czy chorujący psychicznie - zgodnie z psychiatrycznymi
zaleceniami) doktor matematyki. Mężczyzna ten dosłownie i symbolicznie
podważa panujący porządek i konwencje, które go tworzą. To w jego
interpretacjach rzeczywistości rozpoznają się, ze zdziwieniem, April i
Frank. W pewnym momencie te interpretacje stają się jednak zbyt bolesne,
a nawet n i e n a m i e j s c u, szczególnie dla Franka, który
jeszcze przed tym, zanim je usłyszy, zaproponuje April pomoc psychiatry.
Granice tego, co jest i nie jest do pomyślenia okazują się być stabilne, a sposoby ich wyznaczenia - restrykcyjne, i w konsekwencji - niszczące.
"Bardzo chciałam, żeby oni do tego Paryża jednak dojechali" mówi starsza pani przy pożegnaniu.
"Droga do szczęścia"/"Revolutionary Road" (2008), reż. Sam Mendes
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz