piątek, 27 lutego 2009

Nie do pomyślenia

"Nigdy nie mogłam sobie znaleźć miejsca w życiu" mówi do mnie około siedemdzięsięcioletnia kobieta w kapeluszu koloru écru i wyrazistym makijażu. Obie wychodzimy z kina. "Pani sobie nawet nie wyobraża, co myśmy wówczas przechodziły - życie przypominało czasem koszmar". (A tytuł filmu przypomina o tym, żeby sprawdzać pomysłowość tłumaczy - czy można wypowiadać tego typu zdania po filmie "Droga do szczęścia"...? A po "Revolutionary Road"?)

Historia toczy się w drugiej połowie lat pięćdziesiątych XX wieku w Stanach Zjednoczonych w tak zwanym prowincjonalnym miasteczku. On utrzymuje rodzinę, wykonując pracę, której nie znosi, ona zajmuje się domem i dziećmi, co też nie spełnia jej oczekiwań. Dwie osoby uwięzione w jednych z najbardziej sztywnych (wówczas), a przy tym oczywistych, społecznych ról. Jedna rola to rola mężczyzny, druga - kobiety. Znamy już podobne opowieści - wystarczy wspomnieć "Godziny".
Określiłabym ten film jako historyczny, choć w reżyser w dość nużący sposób daje nam do zrozumienia, że problemy, o których opowiada, dotyczą także tego, co przeżywamy tu i teraz, niezależnie od tego, jak bardzo uelastyczniły się sposoby odgrywania kobiecości, ale i męskości. 

Pani w fantazyjnym kapeluszu, ta, z którą rozmawiam przed wyjściem z kina zapewne nie mogłaby wyjść ze zdziwienia, słysząc o porównywaniu współczesnych dylematów związanych z intymnością do dylematów małżeńskich i rodzinnych sprzed sześćdziesięciu lat (sam sposób nazywania tego, co dotyczy bliskich, erotycznych relacji pokazuje rozległość zmian, z jakimi mamy do czynienia).

W tym kontekście nasuwa mi się jeszcze inna interpretacja. April pyta "Kto zresztą ustanowił te reguły?", i wydaje się, że nie chodzi jej jedynie o to, że to mąż powinien utrzymywać żonę, a nie na odwrót. Można bowiem zapytać, kto w ogóle ustanawia określone zasady przebiegu naszych biografii? Jaki mamy wpływ na kolejne decyzje, które podejmujemy, wydawać by się mogło, autonomicznie. Można zresztą drażyć dalej, pytając o to, co podobno przysparza nam obecnie najwięcej problemów, czyli  o sposoby nadawania sensu własnemu życiu. Bohaterowie filmu, April i Frank, określają otaczającą ich rzeczywistości mianem "beznadziejnej pustki" - decyzja o wyjeździe do Paryża stanowić ma rodzaj wyrwy, która ochroni ich przed poczuciem zmarnowanego życia. 

Jedną z ważniejszych postaci jest w tym filmie syn sąsiadki, chory psychicznie (czy chorujący psychicznie - zgodnie z psychiatrycznymi zaleceniami) doktor matematyki. Mężczyzna ten dosłownie i symbolicznie podważa panujący porządek i konwencje, które go tworzą. To w jego interpretacjach rzeczywistości rozpoznają się, ze zdziwieniem, April i Frank. W pewnym momencie te interpretacje stają się jednak zbyt bolesne, a  nawet   n i e    n a    m i e j s c u, szczególnie dla Franka, który jeszcze przed tym, zanim je usłyszy, zaproponuje April pomoc psychiatry. Granice tego, co jest i nie jest do pomyślenia okazują się być stabilne, a sposoby ich wyznaczenia - restrykcyjne, i w konsekwencji - niszczące. 
 
"Bardzo chciałam, żeby oni do tego Paryża jednak dojechali" mówi starsza pani przy pożegnaniu.


"Droga do szczęścia"/"Revolutionary Road" (2008), reż. Sam Mendes

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz