Tatarskie ziele ma dwa zapachy. Jeżeli się potrze w palcach zieloną wstążkę, miejscami przymarszczoną, poczuje się zapach, łagodną woń „wody ocienionej drzewami", trochę tylko zatrącającą zapachami wschodu. Ale kiedy się włoży nos w bruzdę, wyłożoną jak gdyby watą, czuje się obok kadzidlanej woni zapach błotnistego iłu, gnijących rybich łusek, po prostu błota. Aromat śmierci.
(...)
Koniec ma jakieś tajemnicze związki z początkiem. Zapach dzieciństwa odnajduje odpowiednik w zapachu starości, młodość odbija się w zielonym lustrze wieku dojrzałego".
Jarosław Iwaszkiewicz, "Tatarak"
za: www.filmtatarak.pl
Byłam
ciekawa tego filmu, odkąd usłyszałam, że przeplata się w nim sztuka z
biografią. Od jakiegoś czasu mam poczucie, że w gruncie rzeczy wątki
osobiste i, powiedzmy, zawodowe, łączy dziwny, mocny splot, i że na
jakimś głębszym poziomie nie sposób ich oddzielić (jakkolwiek to między
innymi na tym filarze o d d z i e l a n i a opiera się projekt
nowoczesności).
Pamiętam
też, gdzie, kiedy i komu powiedziałam, że piszą mi się dwie opowieści o
umieraniu: jedna to opowieść socjologiczna, ugruntowana w hospicyjnych
spotkaniach, druga to opowieść osobista - umieranie okrążało mnie w
niepokojący sposób, przybliżając się coraz bardziej, dotykając (i
zabierając) ludzi wokół mnie. Aż nastąpiła kulminacja - trzytygodniowe,
dłużące się w nieskończność, czekanie na wyniki biopsji. Biopsji
kawałka mojego ciała. W końcu się doczekałam (wielkie uff :-)), i
skończyłam doktorat.
"Tatarak"
ma w sobie podobny niepokój, związany z tym dziwnym przenikaniem, które
wzbudza popłoch. Krystyna Janda gra panią Martę, która
najprawdopodobniej przeżywa swoje ostatnie lato, i równocześnie gra samą
siebie, opowiadając o odchodzenia męża. Panią Martę fascynuje młody
mężczyzna, w którym, być może, mogłaby się zakochać. Pani Krystyna
przypomina sobie kolejne etapy trajektorii umierania, chociaż nie do
końca wierzy, że męża już nie ma. Młody mężczyzna umiera w głupi i
banalny sposób. Chociaż właściwie to nie wiadomo, czy umiera się
inaczej.
Gdyby
to jednak jedynie starość przeplatała się z młodością, no cóż, dałoby
się to przeżyć ;-). Zresztą to dość natruralne, wydaje mi się.
Podobieństwo etapu wchodzenia w życie do etapu wychodzenia.
Ale
chodzi też o miłość i o jej połączenie ze śmiercią na kilku
podstawowych poziomach. W "Tataraku" te miłosno-śmiertelne zrosty
pokazane są dosadnie i prawdziwie.
I
nie odnosiłabym w tym momencie "prawdziwości" do autobiografizmu,
podobnie jak nie przesadzałabym z podkreślaniem "odsłaniania się" Jandy,
wykorzystującej w trakcie pracy nad filmem napisany przez siebie
monolog "Zapiski ostatnie". Pisząc, robimy to d l a k o g o ś, i
jest to z reguły świadoma autokreacja, a nie naiwny ekshibicjonizm.
Powiedziałabym,
że w każdej miłości czai się śmierć, i nie chodzi tylko o rozstanie. I
że w każdej śmierci tli się miłość, jakkolwiek może się to wydawać
paradoksalne.
"Tatarak" (2009), reż. A. Wajda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz