niedziela, 10 maja 2009

Sploty, zrosty, połączenia

Tatarskie ziele ma dwa zapachy. Jeżeli się potrze w palcach zieloną wstążkę, miejscami przymarszczoną, poczuje się zapach, łagodną woń „wody ocienionej drzewami", trochę tylko zatrącającą zapachami wschodu. Ale kiedy się włoży nos w bruzdę, wyłożoną jak gdyby watą, czuje się obok kadzidlanej woni zapach błotnistego iłu, gnijących rybich łusek, po prostu błota. Aromat śmierci.
(...)
Koniec ma jakieś tajemnicze związki z początkiem. Zapach dzieciństwa odnajduje odpowiednik w zapachu starości, młodość odbija się w zielonym lustrze wieku dojrzałego".
Jarosław Iwaszkiewicz, "Tatarak"
za: www.filmtatarak.pl
Byłam ciekawa tego filmu, odkąd usłyszałam, że przeplata się w nim sztuka z biografią. Od jakiegoś czasu mam poczucie, że w gruncie rzeczy wątki osobiste i, powiedzmy, zawodowe, łączy dziwny, mocny splot, i że na jakimś głębszym poziomie nie sposób ich oddzielić (jakkolwiek to między innymi na tym filarze                o d d z i e l a n i a  opiera się projekt nowoczesności).

Pamiętam też, gdzie, kiedy i komu powiedziałam, że piszą mi się dwie opowieści o umieraniu: jedna to opowieść socjologiczna, ugruntowana w hospicyjnych spotkaniach, druga to opowieść osobista - umieranie okrążało mnie w niepokojący sposób, przybliżając się coraz bardziej, dotykając (i zabierając) ludzi wokół mnie. Aż nastąpiła kulminacja - trzytygodniowe, dłużące się w nieskończność, czekanie na wyniki biopsji. Biopsji  kawałka mojego ciała. W końcu się doczekałam (wielkie uff :-)), i skończyłam doktorat.

"Tatarak" ma w sobie podobny niepokój, związany z tym dziwnym przenikaniem, które wzbudza popłoch. Krystyna Janda gra panią Martę, która najprawdopodobniej przeżywa swoje ostatnie lato, i równocześnie gra samą siebie, opowiadając o odchodzenia męża. Panią Martę fascynuje młody mężczyzna, w którym, być może, mogłaby się zakochać. Pani Krystyna przypomina sobie kolejne etapy trajektorii umierania, chociaż nie do końca wierzy, że męża już nie ma. Młody mężczyzna umiera w głupi i banalny sposób. Chociaż właściwie to nie wiadomo, czy umiera się inaczej.   

Gdyby to jednak jedynie starość przeplatała się z młodością, no cóż, dałoby się to przeżyć ;-). Zresztą to dość natruralne, wydaje mi się. Podobieństwo etapu wchodzenia w życie do etapu wychodzenia.
Ale chodzi też o miłość i o jej połączenie ze śmiercią na kilku podstawowych poziomach.  W "Tataraku" te miłosno-śmiertelne zrosty pokazane są dosadnie i prawdziwie. 

I nie odnosiłabym w tym momencie "prawdziwości" do autobiografizmu, podobnie jak nie przesadzałabym z podkreślaniem "odsłaniania się" Jandy, wykorzystującej w trakcie pracy nad filmem napisany przez siebie monolog "Zapiski ostatnie". Pisząc, robimy to   d l a    k o g o ś,  i jest to z reguły świadoma autokreacja, a nie naiwny ekshibicjonizm.
Powiedziałabym, że w każdej miłości czai się śmierć, i nie chodzi tylko o rozstanie. I że w każdej śmierci tli się miłość, jakkolwiek może się to wydawać paradoksalne.        



"Tatarak" (2009), reż. A. Wajda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz