poniedziałek, 18 maja 2009

Starość i feminizm

Teraz ma nowy pomysł. Pomyślała o sobie i o swych starzejących się przyjaciółkach. Zakłada dom starości, jakiego jeszcze nie było. Wszystko, tylko nie spokojnej. - Nasz dom będzie samorządny, ekologiczny, obywatelski i solidarny - mówi. Chce w nim zamieszkać już w 2009 r. Taka komuna dziarskich staruszek. Wiek od 70 do 90 lat. Będą zarządzać własną starością i śmiercią.
Tak, to z sobotnich Obcasów. Opowieść o francuskiej starości. Delikatnie mówiąc, nieco innej niż ta polska. Chociaż może niekoniecznie - jeśli ktoś poznał studentki i studentów z wrocławskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, chyba nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że starość może być niezwykle.. spełnionym i bogatym czasem w życiu człowieka. Choć temu bogactwu daleko do standardów francuskich.

Z drugiej strony, panie i panowie z UTW to, powiedzmy, awangarda polskiej starości. Już kilkanaście przystanków tramwajowych od Uniwersytetu, w Domu Opieki Społecznej mieszkają starzy ludzie, którzy z radością życia pożegnali się  dawno temu. I teraz zajmują się głównie czekaniem na śmierć.

O samych pomysłach  Thérese Clerc przeczytałam z entuzjazmem. Bo o to chyba chodzi - o przejęcie kontroli nad tym, co to w ogóle znaczy być starym, o zarządzanie starością i śmiercią. O niezgodę na przedmiotowe traktowanie, najczęściej przesiąknięte ideologią medyczną, ale i ekonomiczną ("ciężar dla społeczeństwa" itp).

Dom Bab-Jag to rodzaj antydomu starców. Bez dyrektora i księgowego. Same będą nim zarządzać, określać swoje potrzeby, wynajmować potrzebnych im fachowców. I o wszystkim wspólnie decydować. Utopia? Francja kocha utopie. Dom Bab-Jag wyszedł poza stadium projektu. Merostwo dało 2,8 mln euro na budowę. Ogłosiły konkurs ofert. Przejrzały 35 projektów. -Wyeliminowałyśmy wszystkich architektów, którzy w przeszłości zbudowali już dom starców - mówi [Thérese Clerc].
Oczywiście, nie sposób nie zauważyć, że chodzi o feministki. Które już wcześniej, zanim się zestarzały, podważały  system wiedzy-władzy i oparty na nim społeczny porządek. W tym procesie podważania ukryty jest jakiś mechanizm spiralny - to znaczy, że podejrzliwość w stosunku do dominujących wartości staje się niejako zaraźliwa. Jeśli zatem przejdziesz przez etap feminizmu, dość ciężko jest na nim poprzestać. Raz po raz okazuje się, że coś jest z tą rzeczywistością nie tak. Może to dotyczyć starości, może też odnosić się do nacjonalizmu.
O czym mówiły? O facetach, o ich świecie, w którym kobieta rodzi i wychowuje dzieci i nic jej się za to nie należy. O rodzinie, w której chłopiec jest zdolny, a dziewczynka grzeczna. O tym, że ich koledzy rewolucjoniści spychają na nie czarną robotę. Że to oczywiste, że po wydrukowaniu ulotek, zaparzeniu kawy, a też przypilnowaniu dzieci rewolucjonistki pójdą z nimi do łóżka. To nie tak, odpowiedziały im. Teraz wy posłuchajcie nas. I zaczęły rozmawiać o ciele, którym chcą rządzić proboszcz, polityk i lekarz, o swoich prawach, również do przyjemności: to nie tylko narzędzie do rodzenia dzieci, mamy prawo do orgazmu. Z tego buntu wewnątrz buntu '68 narodził się francuski feminizm.*

Czytając ten artykuł, pomyślałam, że nie chciałabym jednak takiego domu starości czy antydomu starości. Bo jeśli podważamy ustalone kategorie kobiecości, nie sposób nie zastanowić się też nad męskością, i nad relacjami pomiędzy nimi. Być może chodzi w tym momencie o różnicę pokoleniową, choć wiem, że upraszczam, bo sama jestem na tym dość elitarnym jednak etapie post, czyli także na etapie postfeminizmu, i łatwo mi powiedzieć, że świat, w którym życie kobiety sprowadza się do rodzenia i wychowania dzieci, należy do przeszłości. Jednak, mimo wszystko, współczesny świat, nie tylko ten francuski, ale i polski, zanurzony jest  w odmiennych uniwersach symbolicznych niż ten z '68 roku.  Feminizm dał nam język, za pomocą którego możemy mówić o tym, co nam się nie podoba, i nie chodzi tylko o panie, które piszą doktoraty, inspirowane pracami Irigaray albo obierają ziemniaki w galeriach sztuki, nawiązując do traktatu Brach- Czainy.   

Oznacza to także, że w tym momencie, nawet sympatyzując z francuską aktywistką, może mi się nie podobać na przykład to, że ten dom, który z takim zapałem tworzy Thérese Clerc, będzie domem tylko dla kobiet.

Jednak jadąc trasą Poznań - Wrocław, pijąc waniliową kawę i czytając Obcasy, pomyślałam, że zmiana jest zasadnicza, skoro w wysokonakładowym, dość mętnym, jeśli chodzi o feminizm, dodatku do Wyborczej, czytam o "Jesieni feministki", a na tym wcale się nie kończy, bo w tym samym numerze chwieją się także inne kategorie,  skoro  "Wszystkie jesteśmy trochę homo". Co już w ogóle wydaje się wywrotowe. 
 

 * wszystkie cytaty pochodzą z tekstu "Jesień feministki" Marii Kruczkowskiej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz