I skończyły się. Nowe Horyzonty.
W tym roku obejrzałam jedynie kilka filmów, może dlatego nie mam
poczucia odkrycia czegokolwiek. Już jednak podczas przeglądania programu
byłam nieco - że użyję tego niewdzięcznego słowa - znudzona. Ile razy można jednak opowiadać o niemożliwości porozumienia, samotności, smutku ludzkiej egzystencji itp,
dodatkowo polewając to lukrem uniwersalności przesłania (co wzbudza
moją podejrzliwość w jeszcze większym stopniu niż owa komunikacyjna
katastrofa).
Pomimo
tego ogólnego wrażenia spędziłam w kinie kilkanaście ciekawych godzin,
filmy, które zobaczyłam, były interesujące z wielu względów, nie tylko
socjologicznych, ciekawe były również rozmowy o filmach oraz
przyglądanie się festiwalowej publiczności. Jednak tematy wymienione
powyżej omijałam szerokim łukiem.
Najciekawsze
wydały mi się przy tym same strategie wybierania określonych filmów.
Czyli to, jakim historiami ludzie chcą się otaczać i dlaczego. Co wydaje
im się w tych historiach ważne. Jak je rozumieją. I czy zabierają je
ze sobą do swoich miast i swoich historii, czy tylko krótko się im
przyglądają, a później zostawiają je w pociągach i żyją tak, jakby nic się nie wydarzyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz