sobota, 8 sierpnia 2009

Historie do opisania

Odkąd pamiętam, zachwycałam się jej reportażami. Tym, co nazywałam ontologią świata przedstawionego. Tak właśnie jest, myślałam. Życie to dziwna gra przypadków. Myślimy, że spędzimy resztę życia w jednym miejscu, tymczasem dzieje się tak, że przeprowadzamy się do innego. Myślimy, że w tym innym to już zostaniemy dłużej, tymczasem trafiamy do trzeciego.

Hanna Krall wierzy, że w tym chaotycznym rytmie jest więcej sensu niż mogłoby się wydawać. Przypadki to tylko pozór. Najprawdopodobniej nie istnieją. Coś dzieje się po to, żeby wydarzyło się coś innego. Podobnie jest z tym, co – często wbrew regułom tak zwanego prawdopodobieństwa - jednak się nie zdarza. Choć mogłoby.
Hanna Krall wie to, ponieważ spędziła trochę czasu, słuchając historii o tym, co ludzie przeżyli. Albo nie przeżyli. Oczywiście, najważniejsze są miłość, samotność i śmierć.

Czytałam tę książkę w pociągach. Specjalnie wybierałam puste przedziały, żeby mieć trochę spokoju. Wiem, że ludzie chcą opowiadać, i że ja jestem głównie od słuchania. Czasem jednak trzeba zająć się czymś innym.
Najpierw wracałam do Poznania z Wrocławia, a później z Warszawy. Choć tak naprawdę to wciąż nie wiem, czy ja już do Poznania wracam, czy po prostu się tu pojawiam i, jak na razie, jestem.
Dokładnie tak, myślałam. Tyle że tym razem nie odnosiło się to do samych opowieści, ale do tego, jak obchodzić się z narracyjnym materiałem, z którego one powstają:

Sposoby opowiadania
Są dwa sposoby opowiadania o świecie. Poprzez szeroką, rozległą panoramę, poprzez dzieje narodów, wojny i rewolucje, jak to robi Ryszard Kapuściński. Albo poprzez historię jednego człowieka, jak ja to robię. W moich książkach są tylko „jedni ludzie”. Jeżeli składają się na obraz jakiegoś świata, to bardzo dobrze. (s. 45)

Współbrzmienie
Świat jest pełen historii do opisania.
W jaki sposób dokonuje pani ich selekcji? Czy każde życie nadaje się do opisania?
Nie, nie każde. Chcę opisać życie, które mnie czymś porusza. Decyduję się na pisanie, kiedy mój organizm współbrzmi z czyjąś opowieścią, gdy coś zaiskrzy niezależnie od mojej woli. Muszę nabrać pewności, która nie wynika z głowy, ale właśnie z organizmu.
Czym jest to „współbrzmienie”?
Nie wiem. Ale je rozpoznaję po kilku usłyszanych zdaniach. Czasami ktoś opowiada sen, który i mnie się przyśnił. Czasami się dowiaduję o dziwnej zbieżności dat: jedna kobieta ginie w getcie, druga kocha się z żołnierzem Wermachtu i dziewięć miesięcy później przychodzi na świat matka aktora Mariusza B. Syn tamtej, która zginęła, zapisuje swą czaszkę teatrowi szekspirowskiemu w Anglii. Chce, by z tą czaszką grali „Hamleta”. Aktor gra Hamleta w Warszawie. Może to nic nie znaczy. A może znaczy jednak… (s. 70)

Losy
Losy, które opisuję, powinny się ciągnąć w nieskończoność, a zdarzenia powinny zahaczać o inne zdarzenia, ludzie o innych ludzi. W ten sposób można opisać cały świat. Czasami w takiej konstrukcji brakuje jakiegoś elementu – i to jest miejsce, które czytelnik powinien uzupełnić własną pamięcią i uczuciami. Wtedy dopiero budowa będzie kompletna. (s. 114)



Jacek Antczak, „Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall”. Wydawnictwo Rosner & Wspólnicy, Warszawa 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz