poniedziałek, 26 października 2009

Szatan, pociągi i czytanie

Ten przedział wydał mi się ciekawy i warty poznania: podróżni czytali albo wyciągali książki i gazety z przepastnych toreb, plecaków, reklamówek. 

Tak, trasa Wrocław Główny - Poznań Główny, po staremu. 

Książki zawsze wydawały mi się jakoś związane z pociągami: wiele zmienia się po tym jak przejedzie się te 160 kilometrów, albo przeczyta te 100 stron. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że po nic już nie będzie takie samo. Można, ale nie trzeba.

Nie wiem, co zajmowało mnie bardziej: czytanie czy odrywanie wzroku od kartek, przeciąganie się i mimowolne prześlizgiwanie wzrokiem po tytułach, stronach, grzbietach.

Nawet nie pytałam, skąd są ani czym się zajmują, nie było takiej potrzeby. Przecież wszystko stało się jasne, gdy tylko ruszył pociąg.

Dziewczyna obok, ubrana w czarny, obszerny sweter, wyciągnęła cienką książkę o ojcu Pio, który akurat na tej trasie opowiadał o tym, jak uchronić się od pokus szatana. Zastanawiałam się, czy to się jakoś łączy: te pokusy, szatan, i jej brak makijażu, ozdób, jakiejkolwiek frywolności. 

Naprzeciwko mnie siedziała para gejów, którzy, rzecz jasna, nie wyskoczyli z coming out'em w okolicach Leszna, ale też nie potrzeba nie wiadomo jakiego zmysłu obserwacji, żeby pewne rzeczy zauważyć. Wydaje mi się, że wiedzieli, że ja wiem, byli dla mnie bardzo mili, wsadzili i ściągnęli mi plecak, w którym przewoziłam zimowe swetry. Oraz się uśmiechali. Dość dokładnie czytali "Wyborczą" oraz "Przekrój", lekko i inteligentnie komentowali co poniektóre artykuły. Życie jest w jakiś sensie przyjemnością, mówiłi wygodnym rozłożeniem się na niewygodnych siedzeniach, sposobem picia wody i przewracania kolejnych kartek. 

To jednak nie była jedyna para w tym przedziale. Po mojej drugiej stronie siedział chłopak z dziewczyną, około dwudziestopięcioletni, dość zakochani, ale też bez przesady, tak rozsądnie i akurat. Przeglądali, powoli i dokładnie, "Villę", czasopismo o najpiękniejszych domach i mieszkaniach. Kuchnie, pokoje, przedpokoje i jadalnie. Ogrody i werandy, i balkony. I stoły, i krzesła, i meble, i obrusy, i rolety. To gruba, pokaźna gazeta. Wystarczy na dwie i pół godziny. Jeszcze nic nie wybierali, orientowali się tylko w cenach i kolorach, mają czas.

Za wiele nie przeczytałam w czasie tej krótkiej podróży, ale zakładam, że moja książka mówiła wiele i o mnie. Uznałam przy tym, że to dość niebezpieczne: tak się obnażać w pociągu, nie zważając na to, ani z kim się jedzie, ani dokąd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz