Ten
przedział wydał mi się ciekawy i warty poznania: podróżni czytali albo
wyciągali książki i gazety z przepastnych toreb, plecaków, reklamówek.
Tak, trasa Wrocław Główny - Poznań Główny, po staremu.
Książki zawsze
wydawały mi się jakoś związane z pociągami: wiele zmienia się po tym jak
przejedzie się te 160 kilometrów, albo przeczyta te 100 stron. Można
nawet pokusić się o stwierdzenie, że po nic już nie będzie takie samo. Można, ale nie trzeba.
Nie
wiem, co zajmowało mnie bardziej: czytanie czy odrywanie wzroku od
kartek, przeciąganie się i mimowolne prześlizgiwanie wzrokiem po
tytułach, stronach, grzbietach.
Nawet nie pytałam, skąd są ani czym się zajmują, nie było takiej potrzeby. Przecież wszystko stało się jasne, gdy tylko ruszył pociąg.
Dziewczyna
obok, ubrana w czarny, obszerny sweter, wyciągnęła cienką książkę o
ojcu Pio, który akurat na tej trasie opowiadał o tym, jak uchronić się
od pokus szatana. Zastanawiałam się, czy to się jakoś łączy: te pokusy,
szatan, i jej brak makijażu, ozdób, jakiejkolwiek frywolności.
Naprzeciwko
mnie siedziała para gejów, którzy, rzecz jasna, nie wyskoczyli z coming
out'em w okolicach Leszna, ale też nie potrzeba nie wiadomo jakiego
zmysłu obserwacji, żeby pewne rzeczy zauważyć. Wydaje mi się, że
wiedzieli, że ja wiem, byli dla mnie bardzo mili, wsadzili i ściągnęli
mi plecak, w którym przewoziłam zimowe swetry. Oraz się uśmiechali. Dość
dokładnie czytali "Wyborczą" oraz "Przekrój", lekko i inteligentnie
komentowali co poniektóre artykuły. Życie jest w jakiś sensie
przyjemnością, mówiłi wygodnym rozłożeniem się na niewygodnych
siedzeniach, sposobem picia wody i przewracania kolejnych kartek.
To
jednak nie była jedyna para w tym przedziale. Po mojej drugiej stronie
siedział chłopak z dziewczyną, około dwudziestopięcioletni, dość
zakochani, ale też bez przesady, tak rozsądnie i akurat.
Przeglądali, powoli i dokładnie, "Villę", czasopismo o najpiękniejszych
domach i mieszkaniach. Kuchnie, pokoje, przedpokoje i jadalnie. Ogrody i
werandy, i balkony. I stoły, i krzesła, i meble, i obrusy, i rolety. To
gruba, pokaźna gazeta. Wystarczy na dwie i pół godziny. Jeszcze nic nie
wybierali, orientowali się tylko w cenach i kolorach, mają czas.
Za
wiele nie przeczytałam w czasie tej krótkiej podróży, ale zakładam, że
moja książka mówiła wiele i o mnie. Uznałam przy tym, że to dość
niebezpieczne: tak się obnażać w pociągu, nie zważając na to, ani z kim
się jedzie, ani dokąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz