Pożegnałam
się z Poznaniem i od kilku miesięcy szukam pracy we Wrocławiu. Ciekawej
pracy. Niekoniecznie na uczelni, choć nie wykluczam takiej możliwości.
Regularnie przeglądam ogłoszenia, piszę CV i listy motywacyjne, rozsyłam
propozycje współpracy.
Słucham
też rad, jak pracy szukać. Bo przecież prawie każdy z nas w pewnym
momencie swojego życia robił to samo, co teraz robię ja. I prawie każdy
może, niemalże na poczekaniu, udzielić mi kilku wskazówek dotyczących
takich poszukiwań.
Najciekawsze
porady dotyczą tego, żeby ukryła to, że napisałam doktorat. Być może to
rozsądne - słyszę przecież, że pracodawcy nie lubią aż tak
dobrze wykształconych pracowników, szczególnie jeśli tymi pracownikami
są kobiety. Podobno automatycznie stawia mnie to na przegranej pozycji.
Wiadomo - taka osoba ma duże wymagania i nie będzie robić byle czego.
Wskazówki dotyczą także tego, co powinnam zrobić z tą dziurą w CV, która
powstaje, gdy przeobrażam się w bardziej atrakcyjną kandydatkę na
dziennikarkę czy redaktorkę. Otóż, dobrym rozwiązaniem takiej sytuacji
jest kilkuletnia choroba, dość cieżka, ale niekoniecznie śmiertelna, na
przykład nowotwór. Dzięki niej pracodawcy przestaną się mnie bać.
Kastruję
zatem moje CV, myśląc o tym, jak przewrotne jest życie! Kto by
pomyślał, że badaczka zajmująca się śmiercią i umieraniem, i analizująca
procesy związane z wyparciem chorób ze współczesnego świata, szukając
pracy, wykorzysta do tego celu nowotwór! Bo nowotwór, niech będzie
mózgu, pracodawcom kojarzy się odrobinę lepiej niż napisanie doktoratu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz