Jakiś problem
Mieszkam
teraz na wsi, oddalonej 19 kilometrów od Wrocławia. Pół godziny
samochodem. Większość rodzin ma dwa samochody, bo i mąż, i żona muszą
dojechać do pracy. Mieszkają tutaj ludzie podobni do tych opisanych
przez Ireną Morawską w reportażu „My się nigdy nie nudzimy” i sfilmowanych przez autorkę i jej męża w dokumencie „Czekając na sobotę”.
Ale mieszkają też ludzie zupełnie inni, w tym nowi mieszkańcy, którzy szybko budują domy, bo
mają dość życia w mieście.
Gdyby
państwo Morawscy przyjechali do wsi, w której mieszkam, i wybrali na
bohaterów reportażu stałych bywalców sklepu „Pod brzozami”, amatorów
tanich win, pozostali mieszkańcy byliby oburzeni. Stwierdziliby, że
historie takich bohaterów mają się nijak do prawdziwego obrazu ich wsi, i uznaliby, że autorzy dopuścili się nadużycia. Zdenerwowałby ich też komentarz Pawła Goźlińskiego, twierdzącego, że Jeśli mamy z filmem Morawskich jakiś problem, to z zaakceptowaniem podstawowego faktu: oni to my, my to oni. W podobnym tonie wypowiadali się czytelnicy GW, podobnie byli też oburzeni.
Siermiężność
Ja
nie jestem oburzona, bo nie sądzę, że celem pisania reportażu o jednej
rodzinie ma być oddanie obrazu całej wsi. Nie wydaje mi się też, że
państwo Morawscy z premedytacją pojechali na prowincję, żeby zepsuć jej i
tak nie najlepszy już wizerunek. Nawet niezbyt bystry obserwator wie,
że podobni bohaterowie mieszkają w każdym większym i mniejszym mieście.
(Co nie oznacza, że nie rozumiem niepokoju związanego z dość siermiężnym
opisywaniem i filmowaniem polskiej wsi).
Oglądając
film i czytając reportaż, zastanawiałam się natomiast nad tym, po co
autorzy „Czekając na sobotę” oraz „My się nigdy nie nudzimy” sięgnęli po
dość ograny już temat, który – co można było przewidzieć – dobrze się
sprzeda, wywołując kontrowersję i sprzeciw.
Mięso
Wydaje
mi się przy tym, że bohaterowie państwa Morawskich, ze względu na
posiadanie niskich kompetencji kulturowych i społecznych, nie do końca
zdawali sobie sprawę z tego, w jaki sposób autorzy mogą użyć ich
wypowiedzi. A właśnie sposób użycia tych wypowiedzi budzi wątpliwości.
Oglądając film odnosiłam bowiem wrażenie, że autorzy powycinali z
materiału, który zebrali, tak zwane mięso, i że z tego mięsa
powstało kilkanaście przykuwających uwagę scen. Problem w tym, że poza
tymi scenami za wiele w tym filmie nie ma. Przede wszystkim nie ma
empatii w stosunku do jego bohaterów.
Oglądając
ten film zastanawiałam się także nad tym, dlaczego nie powstają
reportaże o erotycznych zabawach, połączonych z popijawami, odbywających
się podczas korporacyjnych szkoleń i innych integracyjnych wyjazdów.
Odpowiedź brzmi: bo to zepsułoby wizerunek firmy i pracujących w niej
osób. A na to nie można sobie pozwolić. Żaden szanujący się manager nie
wystąpi przed kamerą w towarzystwie roznegliżowanych dziewczyn, co
innego bezrobotny stolarz. Posiadanie (albo nie) wysokich kompetencji
społecznych i kulturowych powraca jak bumerang.
Etyka
W
tym miejscu pojawiają się istotne pytania: o etykę obecną w trakcie
kręcenia tego typu filmów dokumentalnych i o etykę towarzyszącą pisaniu
takich reportaży. W kontekście tego przedsięwzięcia bardziej etycznym
narzędziem opowiadania o rzeczywistości wydaje mi się tekst –
przynajmniej oszczędza twarze. Choć reportaż Ireny Morawskiej także
budzi wiele zastrzeżeń. Spójrzmy na ten fragment: Następnie w kuchni
przy akompaniamencie żartów i śmiechu kroją, smażą, duszą, gotują. Tu
też każdy ma swoje miejsce i rolę. Robią to mechanicznie, sprawnie jak w
najprzedniejszym lokalu gastronomicznym. Tylko atmosfera taka
słoneczna. Dziewczyny śpiewają, chłopcy zbytkują, ojciec fachowo
dyryguje.
Śpiewają, zbytkują (?) – nie przypomina Wam to czegoś?
Gdyby
Irena i Jerzy Morawscy pojawili się w sklepie „Pod brzozami”, oddalonym
o te 19 kilometrów od Wrocławia, zapytałabym, dlaczego właściwie chcą
kręcić film i pisać reportaż o ludziach, którzy na ławce przed sklepem
godzinami sączą to tanie wino. I mam nadzieję, że nie okazałoby się, że
robią to głównie dlatego, że nikt inny nie ma czasu ani ochoty na
spotkanie z nimi.
Irena i Jerzy Morawscy, "Czekając na sobotę" (2010)
Irena Morawska, "My się nigdy nie nudzimy" (DF, 24.10.2010)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz