piątek, 25 marca 2011

Okolice zdań

To miał być dzień pod tytułem Moje życie jest beznadziejne; przeżyliście kiedyś coś takiego?

Poranek jest tak beznadziejny, że myśl o tym, żeby pójść pobiegać, wydaje mi się absurdalna. Ale i bez biegania nie jest lepiej; świat traci sens.

Mleko jest za zimne, a włosy nie do ułożenia; nie pozostaje nic innego jak ubrać dżinsy i szary golf.
Twarze współpasażerów wyrażają znudzenie albo zmęczenie, albo i zmęczenie, i znudzenie naraz. A przecież to dopiero południe. Odnoszę też wrażenie, że studentki nie rozumieją, co do nich mówię, choć używam prostych słów.

No i życie, moje życie. Przewija mi się przed oczami. I porażki ostatnich miesięcy zdarzają się ponownie, wszystkie naraz; jestem o krok od omdlenia.
Na nic już nie liczę. Nawet nie chcę wyobrażać sobie, co będzie dalej. 

I tylko dlatego, że nie chcę oglądać odrażających tramwajowych ludzi, otwieram książkę. (Nie mam żadnych złudzeń.) 

Podczas czytania kilku pierwszych stron planuję, że jak tylko wejdę do kawiarni, i jak tylko z niej wyjdę, i wsiądę do autobusu, i z niego wysiądę, i otworzę drzwi, i jeszcze raz otworzę, i co najmniej dwa razy zamknę, to zwinę się na łóżku i będę płakać, dopóki nie usnę. Ta myśl podtrzymuje mnie na duchu.

A później, w okolicach tych zdań
Między jedną chwilą a drugą wszystko może się wydarzyć. Nasze ukształtowane przez całe życie pewniki o świecie można zburzyć w ciągu jednej sekundy. W kategoriach filozoficznych chodzi mi o potęgę nieprzewidzianych wypadków. W rzeczywistości bowiem nasze życie nie należy do nas - należy do świata i pomimo naszych usilnych prób zrozumienia go, świat jest miejscem wykraczającym poza granice naszego rozumienia. Cały czas ocieramy się o tajemnice. Wynik może być naprawdę przerażający - ale też może być komiczny. (Paul Auster, Czerwony notatnik)
wyciągam z torby lusterko i fioletową pomadkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz