Najpierw
pięknie zaspałam do pracy (wiem, dzisiaj jest Boże Ciało, czyli wolne,
także w Nadrenii Północnej - Wesfalii, ale obowiązują mnie nieco inne
zasady). W każdym bądź razie, o 11:00 byłam wolna, wzięłam długi
prysznic, zrobiłam kawę, którą piłam z pewnym namaszczeniem, później
wymyślałam inną pracę, później był obiad i wino. Zaczęło padać, zrobiłam
makijaż, poszłam do bardzo niemieckiej knajpy, do której przychodzą, jak przypuszczam, tylko stali bywalcy, którzy jednogłośnie życzyli mi schoenen Abend, gdy z niej wychodziłam.
Ale tak naprawdę
chciałam napisać o czymś innym - o filmie, który obejrzałam w
niedzielę. "Das Baue vom Himmel" , bo o nim mowa, zapewne nie pojawi
się we wrocławskich choćby kinach, bo pomimo ciągłej poprawy stosunków polsko-niemieckich ani Polacy nie są ciekawi Niemców ani Niemcy Polaków. Przynajmniej nie na tyle, żeby interesować się kinem sąsiadów.
Ten
film wpisuje się w zainteresowanie starością jako egzystencjonalnym
fenemenem, które obserwuję tutaj na każdym kroku, choć być może to
kwestia kontekstu - mieszkam w miasteczku, które najwyraźniej się
starzeje. Jednak nie chodzi tylko o to miasteczko. Temat starości
powraca w audycjach radiowych, prasie, co rusz docierają do mnie
informacje o związanych z nim działaniach podejmowanych przez lokalne
władze i instytucje.
"Das
Blaue vom Himmel" jest historią kobiety, Margi, która żyje
przeszłością, co, być może, nie powinno dziwić, gdyby nie intensywność
związanych z tym doświadczeń. Tego typu zagęszczenie emocji związnych z
wydarzeniami, które miały miejsce kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt
lat temu, często skutkuje pobytem w szpitalu psychiatrycznym, i tak też
zdarzyło się w tym przypadku.
To przejmująca, ale i autentyczna opowieść - właśnie tak to się odbywa, myślałam, oglądając film w małym kinie w Duesseldorfie. Co zrobić z taką
starością? Zamknąć w szpitalu, przykleić etykietę, zignorować? Czy
próbować podążać śladem wspomnień, które jednocześnie wydarzają się po
raz kolejny, tym razem tylko (albo aż) w głowie bohaterki. Jej córka,
Sofia, wybiera tę drugą możliwość: zabiera Margę ze szpitala, i wybiera
się z nią w długą podróż, zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Z
Berlina końca lat dziewięćdziesiątych XX wieku przenosimy się na Litwę
sprzed II wojny światowej. Ta wyprawa przewraci życie Sofii do góry
nogami, przynajmniej takie odniosłam wrażenie. O życiu Margii nic
pewnego nie można powiedzieć, bo Marga jest nieobliczalna. Nie tylko
dlatego, że się starzeje.
"Das
Blaue vom Himmel" to przygnębiający film, który jednocześnie, ze
względu na piękne zdjęcia, ogląda się z przyjemnością. Świat pozostaje
niezwykle pociągający, nawet wtedy, gdy ludzie zaczynają mieć, w jakiś
sposób związne ze starością, problemy psychiczne. A może właśnie ze
względu na to.
I jeszcze jedno: to nie przypadek, że stara kobieta ma znacznie większą szansę na bycie atrakcyjną (w szerokim znaczeniu tego słowa) w niemieckim niż w polskim kinie. Ale to już nieco inna historia.
"Das Blaue vom Himmel", reż. Hans Steinbichler, Niemcy 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz