sobota, 11 czerwca 2011

Niedowierzanie

"„Biała Maria” to nazwa znanego serwisu. I marmuru, z którego zrobiono nagrobek. To także imię bohaterki książki. Jak to się łączy ze sobą? Przecież wszystko się łączy i ma swój – czasami ukryty – głęboki sens"
czytamy na okładce najnowszej książki Hanny Krall, wcale się temu nie dziwiąc. Autorka przyzwyczaiła nas do tego, że wszystko się ze sobą łączy, zapominała jednak dodać, że wydarzenia i sploty wydarzeń nie są sensowne same z siebie, i że nikt inny, tylko narratorka książki, jest sprawczynią tego, że świat wydaje się być sensowny. Co wcale nie oznacza, że taki jest.

Symboliczna dziewczynka

Książka Hanny Krall jest napisana w sposób jednocześnie powściągliwy i wylewny. Z jednej strony, autorka cyzeluje zdania; okazuje się, że wielowątkowa opowieść, w której przeszłość miesza się z teraźniejszością, można zmieścić się na 130 stronach. Z drugiej strony – jak zauważyli chyba wszyscy recenzenci, autorka pisze o sobie, a właściwie o dziewczynce, którą kiedyś była. Choć dosłownemu odczytywaniu tego tekstu powinna towarzyszyć ostrożność. Jak mówiła pisarka w trakcie rozmowy z Wojciechem Tochmanem, ta „dziewczynka jest symboliczna”:  
"Są w niej wszystkie te małe dziewczynki, które zaludniają ekrany, książki, klisze. Oglądam filmy okupacyjne, jakieś zdjęcia, wszędzie są te dziewczynki. Przysuwam się do ekranu, mówię, Boże, czy to przypadkiem nie jest ta mała, którą znałam dość dobrze. Przecież pan też je zna, widział ich pan setki w Bośni, w Rwandzie. Ona nie ma imienia. To prostu dziewczynka."

Pozostali bohaterowie książki imiona mają. A jeśli nie imiona, to przynajmniej nazwiska albo inicjały. Poznajemy Marię, Sprawiedliwą wśród Narodów Świata; Alfreda Wiślickiego, byłego porucznika, przyszłego profesora; Krzysztofa Kieślowskiego i Krzysztofa Piesiewicza, których przedstawiać nie trzeba; i wielu innych. Tę książkę warto czytać uważnie, żeby nie pogubić się w plątaninie ludzkich losów, które w misterny sposób tka Hanna Krall. Z każdą stroną pojawiają się jednak we mnie nowe wątpliwości, a nawet pewien rodzaj niedowierzania: być może sens nadawany przez autorkę opisywanym z gracją wydarzeniom nie ma zbyt wiele wspólnego z tym, w jaki sposób przeżywali swoje historie jej bohaterowie. Może nie wszystko miało dla nich sens.

Wymyślone jakieś, mało poważne
"Tak, pamiętam. Pokazałeś mi treatment, czy może nowelę, wystarczająco długie, żeby zrozumieć, w czym rzecz i o co chodzi. Tak, wiem, co powiedziałam. Że nie mogło się zdarzyć. Dwie dziewczyny, dwa życia… Jedno właściwie, podwójne, i jedna śmierć. Wymyślone jakieś, powiedziałam. Mało poważne"
 – pisze Hanna Krall do Krzysztofa Kieślowskiego, wierząc, że historie dzielą się na te „wymyślone” i te „prawdziwe” (na marginesie przyznaję, że nie wiem, dlaczego to, co wymyślone, miałoby być równocześnie mało poważne). Zgodnie z wizją autorki „Białej Marii” reportaż należy do tej drugiej kategorii, choć przecież pracując nad reportażem nie można opisać wszystkiego, co oznacza, że trzeba dokonać wyboru. Ten niebezpieczny moment wyboru (między innymi on) przybliża reportaż do tego, co „wymyślone”, sprawiając, że granica pomiędzy tak zwaną literaturą faktu a tak zwaną literaturą piękną staje się nieoczywista i zamazana.

Naprawdę chciałabym wierzyć w to, że wszystko ma sens (niekoniecznie nawet głęboki, jak twierdzi Hanna Krall) oraz w to, że historie dzielą się na „wymyślone” i „prawdziwe”, i że te „prawdziwe” – w domyśle – o tym sensownym świecie opowiadają. Jednak nawet tak wybitnie napisana książka jak „Biała Maria” mnie do tego nie przekonuje.


Hanna Krall, "Biała Maria", Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2011

________

Tekst ukazał się na stronach serwisu MojeOpinie.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz