niedziela, 20 listopada 2011

Cudza bieda i udane zdjęcia

"Wszechobecna frustracja uzmysłowiła mi po raz kolejny, że wolność jest tylko złudzeniem. Ludzie stali się teraz niewolnikami bezrobocia i drożyzny. Na chodnikach roiło się od nowych ubogich. Ale w tamtym blasku sierpniowego słońca i tak padłem ofiarą turystycznego nieporozumienia: przepaści dzielącej miejscowych od przybyszów. Wdzięczny detal architektoniczny albo gra świateł potrafiły przemienić cudzą biedę w całkiem udane zdjęcie. Pogoda była kusząco bezwietrzna. Nagie dzieci pluskały się w zatrutej rzece."  Colin Thubron, "Po Syberii"


Jakiś czas temu namawiałam Was do tego, żebyście, zamiast wyruszać w podróże, zostali w domu. Sama natomiast czekam na coś: zdarzenie, spotkanie, może książkę albo film, które sprawią, że uwierzę w to, że podróżowanie jest wciąż możliwe. Nie mówię przy tym o możliwości technicznej ani ekonomicznej – te, jak wiadomo, przestały być problemem (choć nie dla wszystkich). Mówię o możliwości podróżowania bez towarzyszącego mu poczucia niestosowności, wynikającego choćby z tego, że kąpiel dzieci w zatrutej rzece w czasie podróży staje się ładnym widokiem, który warto sfotografować.

Na razie nic nie wskazuje na to, że to coś się zdarzy. Jeden z kierunków możliwych podróży zapewne odpada: zamykając książkę „Po Syberii” Colina Thubrona, pomyślałam, że najprawdopodobniej nigdy się tam nie wybiorę. (Na okładce książki Mariusz Wilk pisze o swojej pewności co do tego, że po przeczytaniu książki Colina czytelnik sam zechce tam pojechać. Ta pewność jest dla mnie zastanawiająca).

Z kolei niepewni tego, co Colin robi w ich wsiach i miastach, są mieszkańcy Syberii. Autor nie potrafi udzielić im odpowiedzi na powtarzające się pytanie Co pan tu robi?. Czytelnikowi wyjaśnia: Co ja tu robię? Otwarłem oczy na mrok. Próbuję dotrzeć do sedna Syberii, choć pewnie go nie ma; chciałbym choć przez chwilę być świadkiem, jak Syberia dźwiga się z ruin po komunizmie – podpatrzyć, jak odwieczna, nieodparta potrzeba wiary wpada w plątaninę kanałów i płynie dalej pod inną nazwą. Bo nie umiałem wyobrazić sobie Rosji bez wiary.

Pomijając to, że z dużym dystansem odnoszę się do wszelkich odwiecznych, nieodpartych potrzeb, w książce Colina zabrakło mi głównie czułości i empatii. Chodzi o umiejętność współodczuwania z ludźmi, których autor spotykał. Zamiast tego co rusz natykałam się na opisy otyłych kobiet i pijanych mężczyzn. Colin najwyraźniej nie polubił mieszkańców i mieszkanek miejscowości, do których podróżował, przez co i ja miałam z tym problem, choć "Po Syberii" to ciekawie napisany reportaż.

Próbowałam to sobie jakoś wytłumaczyć. Może to kwestia kulturowej, społecznej i ekonomicznej przepaści, dzielącej Colina i jego bohaterów? Może autor nie odrobił lekcji pt. postkolonializm (choć Andrzej Stasiuk zapewnia, że książka jest piękna i kompleksów postkolonialnych pozbawiona)? Może nie wystarczy samo bycie reporterem, żeby każdego zrozumieć? I wreszcie: czym różni się zrobienie z cudzej biedy dobrego zdjęcia od napisania z tej biedy dobrego reportażu?



Colin Thubron, "Po Syberii", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011 

________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz