czwartek, 14 czerwca 2012

Liebe.de

Obejrzałam ostatnio intrygujący film. "Trzy" Toma Tykwera z 2010 roku (niemieckie kino ma do Polski daleką drogę do przebycia!). Świetnie zrobiony i inteligentnie opowiedziany. Film, który próbuje odpowiedzieć na podstawowe, miłosne pytania, bez uciekania się do nieco zakurzonych, romantycznych skryptów. Kiedy zaczyna się miłość? Co to znaczy kogoś kochać? Ile osób może objąć to uczucie i jacy mogą to być ludzie?


To bardzo berliński film. (Berlińskość jest tu, poza cechą wskazującą na lokalizację i klimat, także rodzajem uproszczenia. Nie wszyscy Berlińczycy są dobrze wykształceni i sytuowani, nie wszyscy mają też około  czterdziestu lat i ochotę na eksperymenty z własną tożsamością (także seksualną), a właśnie tacy Berlińczycy są bohaterami tego filmu). W bardzo polskiej (i anonimowej)  recenzji, opublikowanej na łamach "Polityki", możemy przeczytać, że "W „Trzy” Toma Tykwera zadziwia połączenie tonacji serio, psychologicznych ambicji reżysera z karkołomną, wydumaną historią, która wydaje się tyleż śmieszna, co niemądra, by w groteskowym finale przekroczyć granicę kiczu." 

Nie za bardzo wiem, co karkołomnego i groteskowego jest w tej historii: to, że mężczyzna, będący w związku z kobietą, zakochuje się w innym mężczyźnie? To, że kobieta zdradza swojego partnera z mężczyzną, którego prawie nie zna? A może to, że reżyser zdecydował się wyjść poza powszechny (i dość wytarty) schemat kończenia związku, który można określić mianem: zdradziłeś/zdradziłaś mnie, więc cię znienawidzę?  Nie wiem też, dlaczego reżyser w końcowej scenie przekroczył granicę kiczu. Może to kwestia szczęśliwego zakończenia, ale domyślam się, że nie chodzi tylko o to..





To także film filozoficzny - zadający pytania o to, czym w ogóle jest ludzkie życie. I śmierć. I wierność. I zaufanie. I odpowiedzialność. I nuda. I ciekawość. I jak to obecnie opowiadać.

Dla mnie to - jednocześnie i paradoksalnie - niepokojąca i uspokajająca historia. Niepokojąca, bo mimo teoretycznej otwartości, praktycznie rzecz biorąc jestem tożsamościowo i seksualnie określona. I nie mam za bardzo ochoty na żadne rewolucje w tym obszarze. Uspokajająca, bo jest w tym filmie czułość, z jaką bohaterowie odnoszą się do siebie i do tego, co im się przydarza, co bardzo mi odpowiada.

Obejrzałam go w sobotę, dziś jest czwartek, wciąż o nim myślę. "Biegnij, Lola, biegnij" trzyma mnie jeszcze dłużej. 



"Trzy"/"Drei", reż. Tom Tykwer, Niemcy 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz