środa, 19 września 2012

Pusty dom

Podobno wszyscy bylibyśmy singlami, gdyby nie to, że własne mieszkanie to dla większości ludzi spory problem, mówi M. w trakcie skypowej rozmowy. Oczywiście, nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Bycie w związku nie jest tylko i wyłącznie kwestią oszczędności, mówię. Tyle teoria.


W praktyce cieszę się tym, że przez tydzień mam tylko dla siebie spory dom. Od piwnicy aż po strych. Razem z domem dostałam pod opiekę kwiaty i kury. Kwiaty podlewam, kury karmię, zamykam na noc i wypuszczam na dzień. Wydają się dość głupimi i szczęśliwymi stworzeniami; może to jest jakiś sposób. Martwię się o nie, gdy nie ma mnie w domu cały dzień, a nóż widelec (!) coś im się stało. Po czym wracam, i okazuje się, że kury mają się dobrze w swojej radosnej bezmyślności.


Może po dłuższym czasie życie w pustym domu by mi się znudziło. Może zachciałabym prowadzić w nim rozmowy nie tylko przez telefon i skype'a. Może w pewnym momencie zatęskniłabym za tym, żeby ktoś ugotował mi obiad. Może brakowałoby mi czyjejś, zawłaszczającej przestrzeń, obecności.


Tymczasem nie brakuje mi niczego i jest  i d e a l n i e.  Nie jestem też sama tak do końca. Nie licząc kur, wymieniam też zdawkowe uwagi z sąsiadami, widzę niezbyt rozgarniętych kierowców, którzy traktują mnie jak powietrze, gdy biegam, czasem słyszę też dzwonek do drzwi, w których staje członek rady parafialnej zbierający na fundusz kościelny, jakby nigdy nic.


Wrażenia pustego domu nie burzy nawet pojawienie się gościa. Gość, poza tym, że wyjątkowy, jest też bezpieczny. Nie chce wprowadzać swoich reguł gry. Jego ubrania nie zapełniają szaf i szuflad. Nie uczymy się swoich codziennych rytuałów ani dziwactw - nie mamy aż tyle czasu. 


Po tym, jak gość odjeżdża, dom znów jest pusty, choć  c a ł k i e m   pusty byłby dopiero wtedy, gdybym i ja odjechała (z kurami na tylnym siedzeniu, oczywiście).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz