sobota, 5 stycznia 2013

Mamcia Pudding Ryżowy, czyli o poszukiwaniu samej siebie



Najpierw nie miałam zamiaru czytać tej książki. Nie mam, co prawda, zbyt wiele wspólnego z macierzyństwem (nie licząc przeprowadzenia pewnych badań), ale dający się obecnie zauważyć nacisk na "odczarowywanie" tego doświadczenia wydaje mi się dość podejrzany.

Rozumiem, że musimy przerobić wątki i tematy, które w zachodniej Europie i w Stanach Zjednoczonych zostały przerobione kilkadziesiąt lat temu (macierzyństwo bywa instytucją represyjną - to jeden z nich), ale wydaje mi się też, że świat, w którym żyjemy, nie przypomina za bardzo tego z lat 70-tych XX wieku..

Nie przeczytałabym zatem kolejnej książki o macierzyństwie bez lukru, gdyby nie rozmowa z K. K. powiedziała, że "Czarne mleko" Elif Şafak nie jest dołującą książką o depresji poporodowej, nie jest nawet książką o tym, jak ubezwłasnowolniające jest bycie mamą. "Czarne mleko" jest natomiast wciągającą opowieścią o poszukiwaniu siebie i o tym, jak wiele "ja" w sobie nosimy, i że jedną z osób, które mamy w sobie, może być Mamcia Ryżowy Pudding. Przekonała mnie ta rekomendacja i zażyczyłam sobie tę książkę pod choinkę od jednego z Mikołajów.

"Czarne mleko" zachwyciło mnie i chyba wszystko mi się w nim podoba: to, że autobiograficzną narrację autorki przerywają jej opowieści o słynnych pisarkach i ich zmaganiach z rolą matki; to, że Elif Şafak daje nam możliwość wglądu w wewnętrzne rozmowy, które prowadzi z zamieszkującymi ją kobietami; to, że opowieść jest świetnie poprowadzona. Można by przecież uznać, że to banalna historia samotnej, 35-letniej kobiety, która zaczyna panikować, bo za chwilę (zegar biologiczny tyka - tak określa się ten stan) okaże się, że "na wszystko" jest już za późno. W pewnym sensie to jest właśnie taka historia ;), ale kunszt snucia opowieści Elif Şafak sprawia, że dostrzegamy różne odcienie tej sytuacji, wpisane w nią paradoksy i składające się na nią niuanse. Po raz kolejny potwierdza się to, w co wierzę od jakiegoś już czas: najważniejsze nie jest to, co się zdarza albo nie zdarza znanym pisarkom albo nam samym; najważniejszy jest sam sposób opowiadania - to, jakiej używamy konwencji i to, jak kładziemy akcenty.

Książka Şafak pięknie pokazuje, jak różnych doświadczeń, przeżyć i emocji potrzebujemy na kolejnych etapach życia. Jest w tej opowieści pewna harmonijność - to historia o dążeniu do pełni istnienia. Nieważne, jak bardzo jesteś zanurzona w swoim obecnym życiu - zdaje się mówić Şafak - w pewnym momencie niespodziewane zdarzenie, spotkanie albo sen naprowadzi cię na nieodkryte albo zapomniane obszary doświadczeń, które zaczną zaprzątać ci głowę. Elif Şafak latami dyskutowała z Milady Ambicją Czechowską, Panną Intelektualistką Cyniczną, Panienką Praktyczną i Panią Derwisz, nie dopuszczając do głosu Blue Belle Bovary i Mamci Pudding Ryżowy. "Czarne mleko" opowiada o tym, co się zdarzyło, gdy pisarka zaczęła słuchać zagłuszonych części siebie. Doprowadziło to między innymi do tego, że się zakochała, zaczęła podkreślać swoją kobiecość ubiorem i makijażem, oświadczyła się partnerowi, zaszła w ciążę i wpadła w depresję poporodową. Warto przejść przez to razem z nią.


Na koniec, dla pewnego porządku, dodam tylko, że nie uważam, że należy spalić wszystkie książki zrzucające macierzyństwo z piedestału. Cenię np. "Zrodzone z kobiety. Macierzyństwo jako doświadczenie i instytucję" Adrienne Rich (i kilka innych książek na ten temat). Zmiana w obrębie macierzyństwa polega jednak, według mnie, na tym, że wiele wzorów zachowań związanych z tym doświadczeniem się zdezaktualizowało. Ile macie znajomych, dla których zajście w ciążę po ukończeniu dwudziestu lat było/jest czymś oczywistym? Nie macie takich znajomych? Może wobec tego warto o macierzyństwie jako doświadczeniu i instytucji pisać inne książki niż te, które ukazały się w 2. połowie XX wieku. 



Elif Şafak, "Czarne mleko. O pisaniu, macierzyństwie i wewnętrznym haremie", przeł. Natalia Wiśniewska, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz