Sok z cytryny, nalewka z malin, aspiryna, czosnek, koc i książka; nie jestem pewna, co pomoże
bardziej.
Ta historia podoba mi się od pierwszych zdań: „W Longyaerbyen mieszkam od 2010 roku. Pracuję
w archiwum tutejszego muzeum i zazwyczaj jest mi zimno. Na Spitsbergenie przez
cztery miesiące nie ma słońca, a przez kolejne pięć nie zachodzi. Łatwo tu zapomnieć,
że świat jest gdzie indziej”.
W jakiejś
mierze wynika to z mojej słabości do opowieści o tym, że
można wszystko rzucić, kupić bilet, spakować walizkę, wsiąść do samolotu,
zamieszkać na końcu świata i zacząć wszystko od nowa. Wbrew pozorom nie ma tych
opowieści zbyt wiele; zamiast nich przeczytamy raczej, że dokądkolwiek
byśmy nie pojechali, nie za wiele się zmieni. Pakując się nie pozbędziemy się przecież
samych siebie. Ilona Wiśniewska pokazuje
inną narracyjną możliwość: na Spitsbergenie możemy być, kim chcemy, wymyślając
się od nowa. "Koniec świata to dobry początek."
Podczas lektury myślę
o Pewnej Znanej Redaktorce, która przekonywała mnie dość bezceremonialnie, że
reporter nie powinien pojawiać się we własnych tekstach. No chyba że pracuje w
którymś z błyszczących magazynów kobiecych – wtedy może pozwolić sobie na taką
zuchwałość, bo właściwie nic mu już nie zaszkodzi.
Ilona Wiśniewska najwidoczniej miała innego redaktora, bo
nie ukrywa się w swojej książce, włączając do „Białego” osobiste fragmenty,
które należą zresztą do moich ulubionych. Nie przeszkadza jej to w opowiadaniu historii kolejnych bohaterów ani historii
Spitsbergenu. (Dlaczego pisanie o sobie miałoby utrudniać pisanie o innych? To pytanie, na które wciąż nie
znam odpowiedzi).
„Białe”, poza tym, że jest opowieścią o jedzeniu śniadań przy świecach i
chodzeniu na wysokich obcasach po śniegu, jest też nieoczywistą historią miłosną. Autorka
nie przeprowadziłaby się do Longyaerbyen , gdyby nie zakochała się w mężczyźnie,
którego poznała podczas pierwszej wakacyjnej podróży. On także pojawia się w
książce: jako jeden z jej bohaterów, ale i jako autor innych opowieści, do
których Wiśniewska nawiązuje, albo które opowiada na nowo. (Birger Amundsen jest
redaktorem naczelnym lokalnej gazety i autorem kilku książek o Spitsbergenie). Ujęło mnie to, jak miłość przeniknęła do "Białego".
Odstawiłam nalewkę, znalazłam walizkę; już mi lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz