Dość
dokładnie pamiętam moment, w którym poczułam się zmęczona, a nawet
wykończona cudzym smutkiem. To było parę lat temu, gdy po raz kolejny
wychodziłam z usytuowanego na końcu świata hospicjum. Postanowiłam
wtedy, że przez jakiś czas nie będę oglądała dołujących filmów ani
czytała dołujących książek. I zaczęłam poznawać niedołujące historie, co
bardzo mi się spodobało :).
Dystans w
stosunku do opowieści, po obejrzeniu lub przeczytaniu których,
odechciewa się żyć, został mi do dzisiaj. Gdyby zresztą rozłożyć na
czynniki pierwsze tak zwane ambitne historie, okaże się, że są one
równie przewidywalne jak historie z niższej półki.
"Wesele w
Sorento", wyreżyserowane przez Susanne Bier, obejrzałam w niedzielę, po
raz kolejny przekonując się, że dająca do myślenia, świetnie rozpisana
komedia romantyczna to nie oksymoron.
...
Susanne Bier to reżyserka od trudnych tematów, o których potrafi opowiadać w zajmujący sposób. To między innymi dlatego, niemalże w ciemno, wybrałam się na jej kolejny film, który tym razem reżyserka zrobiła w konwencji lekkiej i przyjemnej.
...
Susanne Bier to reżyserka od trudnych tematów, o których potrafi opowiadać w zajmujący sposób. To między innymi dlatego, niemalże w ciemno, wybrałam się na jej kolejny film, który tym razem reżyserka zrobiła w konwencji lekkiej i przyjemnej.
Wbrew pozorom było to nie lada wyzwanie, bo
tematem "Wesela.." jest nie tylko miłość, która kończy się happy endem,
ale i rak piersi oraz zdrada. Ponieważ mam w głowie wiele onkologicznych
historii, ale i świadomość grozy, którą one budzą, tym bardziej
doceniam wyjątkowość tego filmu.
Ida,
jego główna bohaterka, jest po mastektomii, nie ma też włosów, odkrywa,
że zdradza ją mąż i.... poznaje mężczyznę idealnego. Bałam się, co
prawda, że zostanie przy swoim odrażającym mężu, który w międzyczasie
odkrywa, że jednak ją kocha, ale na szczęście ten rodzaj heroizmu nie
jest częścią "Wesela..".
"Piękno
komedii romantycznej tkwi w tym, że wiadomo, jak się skończy. Nie
zastanawiamy się, co będzie dalej, czy bohaterom się uda, bo, cholera,
zawsze się udaje. Dlatego rozkoszujemy się samą drogą do celu. To
stwarza dla twórcy duże możliwości opowiedzenia własnej historii,
niekoniecznie sztampowej"
mówi Susanne Bier w wywiadzie, który ukazał się na łamach Wysokich Obcasów.
Za żadne skarby nie czytajcie tak zwanych profesjonalnych recenzji i zobaczcie ten uroczy, inteligentny, włosko-duński film.
Susanne Bier, "Wesele w Sorrento"/"Den skaldene frisor", Dania, Szwecja, Włochy, Francja, Niemcy 2012
Komedia naprawdę jest przednia. Gorąco polecam ją każdemu
OdpowiedzUsuń