czwartek, 1 sierpnia 2013

O tym, co robiła Grażyna Jagielska, gdy jej mąż szukał Massuda


Niedzielny wieczór; wychodzę z ostatniego nowohoryzontalnego filmu i idę do samochodu okrężną drogą, żeby pozachwycać się toczącym się zwykłym życiem. Jest parno. Na placu Solnym kupuję 2 gałki lodów, porzeczkową i cytrynową, i zaczynam się zachwycać. Kolorami sukienek. Fragmentami zdań. Zadumanym spojrzeniem kobiety siedzącej na ławce. Kolczykami połyskującymi zza sklepowej  szyby.

Na Świdnickiej zatrzymuję się przed wystawą księgarni, w której można taniej kupić książki. Krótkie spojrzenie, szybka decyzja; następnego dnia zjawiam się tam równo o 10:00. Wychodzę z "Miłością z kamienia" Grażyny Jagielskiej.

- Niesamowita historia - powiedział Wojtek. Świeża rana pulsowała mu na czole. - Jeszcze nie mogę w to uwierzyć. Już myślałem, że i tym razem się nie uda. Zostały tylko dwa dni do wyjazdu, a ja nie miałem żadnego kontaktu, kompletnie nic, wyobrażasz sobie? - Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić, nigdy nie byłam na wojnie, specjalizowałam się w dbaniu o to, żeby dziecko zdawało z klasy do klasy, a kot siedział w domu. (...) To jak w końcu poznałeś Massuda? - zapytałam z lekką irytacją, którą starałam się ukryć. Przyszło mi do głowy, co ja robiłam, gdy on szukał Massuda. Szukałam mebli do kuchni, odpytywałam dziecko z geografii. Zawiozłam psa na szczepienie, kot miał zapalenie uszu.
- pisze Grażyna Jagielska, a ja zastanawiam się, czy kiedykolwiek będę na wojnie, i kto podczas mojej nieobecności zajmie się ewentualnymi dziećmi i kotami, skoro nie będę miała żony. Czytam więc tę książkę w rozkroku: pomiędzy chęcią wyjeżdżania i opisywania tego, co udało się zobaczyć i usłyszeć, a niechęcią do, po pierwsze,  relacjonowania zdarzeń, w których główną rolę odgrywają mężczyźni walczący o władzę, i, po drugie, do związanego z tym narażania własnego życia. (Także tego zwykłego życie, które następuje po powrocie. Nakładania kremu w chłodne poranki. Picia kawy w gorące popołudnia. Zamieniania śmietany, cukru i mascarpone w tiramisu. Przymierzania ubrań w sklepach, i wyobrażania sobie nowych historii, które mogą wydarzyć się podczas ich noszenia). 

Jednocześnie - choć nie byłam na żadnej wojnie - wydaje mi się, że rozumiem, dlaczego praca korespondenta wojennego tak pochłonęła Wojciecha Jagielskiego. Znam to poczucie klarowności, które pojawia się, gdy śmierć jest blisko. To nie musi być nagła śmierć od wystrzału, to może być też śmierć, która miesiącami zbliża się do umierającego. Niekonieczne też trzeba ryzykować własnym życiem, żeby poczuć, jak powabna i pociągająca jest zwyczajność toczących się dni i tygodni, choć na pierwszy rzut oka może wydawać się, że nie ma nic nudniejszego i banalniejszego. Klarowność objawia się też tym, że wiemy, co jest ważne, a czym nie warto zaprzątać sobie głowy.

"Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym" to piękna i znakomicie napisana książka. Czytając ją, przestawiałam się na 2 tryby jej odbioru: biograficzny i reporterski. Pierwszy koncentrował się na historii życia kobiety, która po latach czekania na wyjeżdżającego na wojny męża, stała się pacjentką kliniki stresu bojowego. To przejmująca historia pełna ciepła i  humoru, która dotyka  także tematu opowiadania własnego życia (samej sobie i innym ludziom). Czuję z narratorką rodzaj duchowego pokrewieństwa - podobnie jak ona przykładam wagę do pozornie nieistotnych drobiazgów, bo to z nich składa się ludzkie życie, jakkolwiek by się ono nie toczyło.

Podczas drugiego trybu mojego czytania zaglądałam do kuchni pracy reportera - zarówno tej symbolicznej, jak i do realnych, w których przesiadywałam z jego żoną. Spostrzeżenia autorki są celne, ale i niewygodne. Grażyna Jagielska zdaje relacje ze swoistego polowania na wojny, które okazuje się być codziennością korespondenta wojennego, zadaje też pytania o etykę tego zawodu. Są to zasadnicze pytania o odpowiedzialność za bohaterów i o moralną zasadność narażania własnego życia. Z różnych stron przygląda się również produkcji Wydarzeń, które reporterzy wysyłają w świat z krajów, w których toczą się wojny. Podważa konieczność obwieszczania światu o tym, kto, kiedy i jak dokonał puczu, i jak doszło do kolejnej rewolucji. I bez dziennikarskich relacji Wydarzenia te zaistnieją. Wreszcie z dystansem przygląda się  nagradzaniu dziennikarzy za to, że zachowują się wbrew zdrowemu rozsądkowi, a nawet instynktowi samozachowawczemu.


- Cenię reportaże Jagielskiego, ale to, co odstawił z książką żony, bardzo mnie do niego zniechęciło - usłyszałam niedawno. Gdybym była wtedy po lekturze "Miłości z kamienia", powiedziałabym, że życie z Wojciechem Jagielskim było dla autorki zbieranym przez 20 lat materiałem, i że tę świetną książkę to ona odstawiła sama.  




Grażyna Jagielska, "Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym", Wydawnictwo Znak, Kraków 2013

  

2 komentarze:

  1. Może to nie całkiem na temat,ale z jakimś punktem wspólnym w czasoprzestrzeni.Maria Wiernikowska " Oczy czarne, oczy niebieskie".A blog świetnie się czyta.Anetka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i za czytelniczy trop, i za miłe słowa.

      Usuń