Raz na czas wybieram się do Niemiec na nieco dłużej. Niekiedy mój pobyt tam trwa rok, czasem spędzam za Odrą dwa miesiące. Niezależnie od tego, czy mieszkam w dużym, czy małym mieście, widzę je wszędzie. Na ulicach, w sklepach, w kwiaciarniach i aptekach. W kawiarniach i przychodniach zdrowia. U fryzjera i w poczekalni u dentysty.
Służą przede wszystkim jako pomoc w chodzeniu. Przy ich
użyciu starsi Niemcy i Niemki przewożą również zakupy. Przysiadają też na nich,
gdy zabraknie im tchu albo podczas niespodziewanej pogawędki z dawno nie
widzianym znajomym. Kobiety często poprawiają podczas takich rozmów zafarbowane
na ciemny blond włosy.
Właściciele i właścicielki chodzików często wymieniają
się uwagami na temat starości. Stwierdzają, że nie jest to najlepszy czas w
ludzkim życiu. Ale jakoś trzeba sobie radzić, dodają, po czym wyliczają
nękające ich choroby. Opowiadają też o dzieciach i wnukach: kiedy ostatnio
dzwonili i czy spodziewają się ich odwiedzin. Mają wiele planów, o czym
świadczą zapełnione kalendarze, i wiele pomysłów, co chyba nikogo w Niemczech
nie dziwi. (Ostatnio seniorzy mieszkający w domu starości w Essen zasłynęli
opublikowaniem kalendarza, składającego się ze zdjęć, na których reinterpretują
słynne sceny filmowe. Oczywiście, sami wystąpili w roli modeli i modelek).
Mnie natomiast, na początku, dziwił wszechobecny widok chodzików
na niemieckich ulicach. Było to zdziwienie, które przywoziłam z Polski. Później
zaczęłam dziwić się też wtedy, gdy wracałam do domu.
Dlaczego balkoników nie widać w polskich kościołach, w
sklepach czy aptekach, pytałam. Jak starszym Polakom i Polkom upływają dni, gdy
przestają czuć się pewnie stojąc na własnych nogach? W jaki sposób radzą sobie z codziennym życiem,
gdy zaczynają szybko się męczyć, lub gdy zdarza się im tracić równowagę? Co
powstrzymuje ich od plotkowania na rogach ulic i chodzenia do kawiarni? Jak robią zakupów i
pokonują odległości dzielące ich od aptek i przychodni zdrowia? Wreszcie kto,
jeśli w ogóle ktokolwiek, powinien zająć się przekonywaniem ich do używania
balkoników? Pracownicy organizacji pozarządowych, lekarze, pracownicy socjalni?
Opis tych urządzeń wydaje się mówić sam za siebie: chodziki
ułatwiają poruszanie się osobom o obniżonej sprawności ruchowej, osobom w
podeszłym wieku dają komfort niezależności.
Składają się z miękkiej, wygodnej
półki do siedzenia, wyposażone są
też w koszyk na zakupy oraz tackę. Hamulce dociskowe ułatwiają chodzenie,
parkingowe umożliwiają bezpieczne siedzenie. Ceny czterokołowych podpórek (bo i
tak są nazywane) wahają się od około dwustu do pięciuset złotych, przy czym
część kosztów zakupu jest refundowana przez NFZ. Wyobrażam sobie, że ich
stosowanie mogłoby (nie tylko w Niemczech) załagodzić albo rozwiązać niektóre
problemy wiążące się z byciem starym.
Równocześnie podejrzewam, że ani ten opis, ani kryjące
się za nim urządzenia nie zdadzą się na nic, dopóki ich ewentualni właściciele
i właścicielki nie zaczną myśleć, że mogą korzystać z życia nawet wtedy, gdy są
starzy i mieszkają w Polsce.
Tekst ukazał się na łamach "Pulsu Medycyny".
Kiedyś widziałam taki program, jak to panie wybrały się na spacer po Warszawie z wózkami. I było na ile barier natrafiały, jak trudno się poruszać z wózkiem z dzieckiem. Starszej osobie z balkonikiem byłoby podobnie trudno. Jak mieszkam na którymś piętrze w bloku bez windy to wózek mogę trzymać w piwnicy i na to piętro wnieść dziecko na rękach. Ale co zrobić jak wracam z balkonikiem z ciężkimi zakupami? Zakupy razem z balkonikiem do piwnicy? Czy balkonik do piwnicy a te ciężkie zakupy targać na to któreś piętro? Więc może najpierw uczynić miasta bardziej przyjaznymi dla wózkowiczów (i nie mam tu na myśli tylko matek z wózkami), a potem ewentualnie zastanawiać się dlaczego tak mało ludzi "ze wspomaganiem" widać na ulicach.
OdpowiedzUsuńPrzypomniałam sobie o tym felietonie, czytając "Muzykę starości" Haliny Bortnowskiej. http://wyborcza.pl/magazyn/1,140582,16594584,Muzyka_starosci.html
OdpowiedzUsuńOczywiście, przed kupnem balkonika (który jest o wiele lżejszy i poręczniejszy niż wózek dziecięcy) warto zmienić mieszkanie.
Ludzie przecież nie czekają z życiem (ani z umieraniem) aż "miasta staną się bardziej przyjazne".
Opór przed balkonikiem może leżeć w psychice. Balkonik to niejako "przyznanie" się do wieku, niedołęstwa, braku sił. Przyznanie się publiczne...
OdpowiedzUsuń